poniedziałek, 30 grudnia 2013

Część 16

Obudził mnie szept. Dosyć dziwne, ale jednak.
- Asia... Obudź się, dzika już nie ma.
Byłam w tym momencie bardzo leniwa, nie chciało mi się nawet otworzyć oczu. Czułam jak uda mi zesztywniały i nogi swobodnie mi wisiały. Otworzyłam lekko oczy, byłam przerażona "Gdzie ja jestem?!". Zaczęłam się mocno kiwać, straciłam równowagę i spadłam z grubej gałęzi na ziemię, gdzie leżało pełno szyszek, liści itp.
- Auu... - zawyłam cicho.
Wstałam. Opierając się o pień drzewa otrzepywałam z siebie liście. Przemęczonymi oczami spojrzałam w niebo, które z minuty na minutę stawało się coraz jaśniejsze.
- Która jest godzina? - spytałam Piotrka ziewając.
- Około 3 nad ranem... Dzik poszedł jakieś 10 minut temu. Możemy wracać do domu. - powiedział.
- Nie spałeś? Cały czas obserwowałeś go...
- No tak. - dokończył.
Spojrzałam za siebie, by mieć pewność, że już nikt, nic nas nie obserwuję. Wracaliśmy do domu. Czułam lekki stres, przez tym jak nas zobaczy sąsiad Piotrka.
On jednak przeczuwał, czego mogę się obawiać i powiedział:
- Spokojnie, nawet nie zauważą, że nas nie było. Pewnie jeszcze śpią. - uśmiechnął się tajemniczo.
Gdy doszliśmy do domu, czułam jakby mi nogi miały zaraz odpaść. W tamtej chwili marzyłam tylko o ciepłej kąpieli. Nie było przeciwwskazań. Łazienka była pusta, a wanna była duża i wygodna. Napuściłam do niej dużo wody i się szybko zanurzyłam w niej. Jednak ta kąpiel nie mogła trwać długo. Byłam strasznie zmęczona, oczy szybko mi się zamykały. Więc natychmiast poszłam spać.

***

Wstałam parę godzin później. Około godziny 8. Wtedy już wszyscy wstali i byli pełni energii. Pani, u której mieszkaliśmy zrobiła nam śniadanie. Na stole widniało wiele zróżnicowanych dań. Niektórych to nawet nigdy na oczy nie widziałam. Chciałam wszystkiego spróbować po trochu, ale najwyraźniej Panu Miłoszowi się spieszyło, więc musieliśmy szybko się ubrać, naszykować i ruszyć w drogę.
Tego dnia niebo było zachmurzone i ciemne. Gdzie nie gdzie błyskało, zaczął padać lekki deszcz. Gdy coraz bardziej wjeżdżaliśmy wgłąb lasu czułam się coraz nie pewniej z powodu pogody.
Boję się burzy, i tego typu zjawisk. Gdy grzmi (a szczególnie w nocy), boję się otworzyć oczy. I po ciemku próbuję znaleźć grube słuchawki na uszy, przez które nic nie będę słyszała. W ten sposób staję się spokojniejsza i mogę spać dalej.
Oparłam głowę o szybę w samochodzie. Jednak nie zamknęłam oczu. Przyglądałam się wnętrzu lasu, gdzie rosły przeróżne grzyby, liście. Okno przy panie Miłoszu było lekko uchylone. Stamtąd wlatywało do środka rześkie powietrze, oraz niekiedy mi na twarz małe kropelki deszczu. Nie przeszkadzało mi to. Większy problem sprawiało mi grzmiące otoczenie, błyski na niebie oraz niespokojna cisza.
Spojrzałam na Piotrka, który spokojnie klikał coś na telefonie i nie zwracał uwagi na przerażającą pogodę.
Po chwili usłyszałam głośny huk. Jakby piorun trzasnął tuż za nami. Z przerażenia aż podskoczyłam i się wydarłam.
- Spokojnie Asiu... To tylko burza. Nic groźnego. - uspokajał mnie Piotrek.
On nic nie zrobił. A ja patrzyłam się na niego ze zdziwieniem. Skąd on ma tyle odwagi? A może to ja po prostu jestem jakąś histeryczką.
Nagle w tle usłyszałam szumy wydawane z radia. Pan Miłosz szukał kanałów.
- UWAGA, UWAGA. Prosimy kierowców, aby pozostali w domach i nie ruszali się nigdzie. Wiatr w naszym regionie potrafi osiągnąć nawet 200 km/h, przy czym może towarzyszyć burza i ostry deszcz. - informował ktoś z radia.
Poczułam gęsią skórkę. Wciąż znajdowaliśmy się pomiędzy lasem. Wiatr był coraz mocniejszy, a ja bardziej niepewna.
- Spokojnie... Nas to ominie, poza tym nad wszystkim panuję. - powiedział pan Miłosz z pewnością siebie.
Ja jednak nie byłam do końca pewna, czy mu zaufać. Szybko zaczęłam panikować.
- O nie... Mogliśmy zostać tam dłużej. Teraz jest tak niebezpiecznie wszędzie. Jesteśmy w lesie! Drzewo może się na nas przewrócić. Oszalał Pan?! Jesteśmy w ogromnym niebezpieczeństwie. Nie czuje pan jak wiatr porusza autem? - wybuchłam nie czując najmniejszego wstydu będąc niemiła dla tego pana.

piątek, 20 grudnia 2013

Część 15

Dosłownie mnie tym zamurowało. Nie umiałam wydusić z siebie żadnego słowa. Przemokłam do suchej nitki, ale nie potrafiłam się ruszyć z miejsca, więc Piotrek złapał mnie za rękę i pobiegliśmy pod drzewo unikając wielkich kałuż. Czułam w moich balerinach, że się rozklejają. W sumie czego miałam się spodziewać od tanich, papierowych butów.
Stojąc obok drogi pod drzewem zauważyłam, że podjechał do nas samochód należący do Pana Miłosza. Szybko do niego weszliśmy, zapięliśmy pasy i pojechaliśmy do domu gdzie mieliśmy przenocować.


- Tutaj będzie miała pokój ta młoda panna. - pokazała na lewe drzwi przy rogu stojąca w korytarzu gospodyni domu.

Weszłam do dużego pokoju, w którym znajdowało się wielkie łóżko, duży puszysty dywan i telewizor. Usiadłam na tym wygodnym łóżku i rozejrzałam się wokół siebie. Postanowiłam wyjść na balkon zaczerpnąć świeżego powietrza. W rynnach dudniła woda spadająca z nieba. Na tarasie stało małe krzesełko na którym usiadłam.
Po paru minutach przestało padać.
Do mojego pokoju ktoś zapukał. Wróciłam tam i odpowiedziałam.
- Proszę!
Był to Piotrek, który swobodnie wszedł do pomieszczenia i położył się na łóżku.
- To co robimy?
Zrobiłam zdziwioną minę. Nie spodziewałam się, że on chce jeszcze gdzieś wychodzić.
- To jak? - powtórzył się.
- Zdziwiłeś mnie tym pytaniem...
- No dobra, ubierz się ciepło jakoś i idziemy.
- Ale dokąd?
- Zobaczysz...
Wzięłam gruby, czerwony sweter. Założyłam jeansy, które udało mi się jakoś wcisnąć do torby i wyszłam z pokoju. Schodząc po schodach potknęłam się o dywan i mało brakowało abym się przewróciła (robiąc przy tym ogromnego hałasu). Założyłam buty i czekałam na Piotrka, który niedługo potem się zjawił.
- Gotowa? - spytał cicho, by nikt nie mógł nas słyszeć jak wychodzimy.
- No tak.
Wyszliśmy na dwór. Prowadził mnie wąską ścieżką w stronę drogi, za którą był ogromny las.
- Chyba tam nie idziemy? - spytałam z pewnymi obawami.
- Spokojnie, wziąłem latarkę. Znam ten las, nie powinniśmy się zgubić. Tylko po prostu trzymaj się mnie. Będziemy i tak szli główną dróżką.
Czułam jak trawa była jeszcze mokra, i było jeszcze pełno kałuż.
Prowadziła nas szeroka ścieżka wyraźnie wyjeżdżona przez samochody. Drzewa schylające się nad nami wydawały się tajemnicze, lecz przerażające. Niestety do mojej głowy zaczęły wchodzić wspomnienia z oglądającymi kiedyś horrorami, których akcja toczyła się nocą, w właśnie takim lesie. 
Nie chciałam poznać po sobie, że trochę się boję. Co chwilę spoglądałam nad siebie gdzie przelatywały przeróżne stworzenia. Jednak za wszelką cenę nie chciałam spojrzeć ZA siebie. Przerażały mnie najmniejsze ruchy wydawane przez liście, którymi poruszał wiatr. Próbowałam wyciągnąć z tego jakąś przyjemność. W końcu to był las, pełen świeżego powietrza, który dobrze na mnie wpłynie. W końcu mieszkam w mieście, gdzie jego jest bardzo mało. 
Próbowałam właśnie o tym myśleć. Zrozumieć, że nie istnieją żadne straszne potwory, stwory, ani nic. Po prostu najczystsza fikcja.
- Asiu, muszę... Się załatwić. - powiedział Piotrek. - poczekaj tu. Zaraz wrócę. Potrzymaj latarkę.
Jeszcze tego mi brakowało. Nie chciałam się zgodzić, żeby mnie zostawił, ale nie mogłam go też trzymać. Zgodziłam się niepewnie. Piotrek szedł wgłąb lasu, po chwili straciłam go z oczu. Serce zaczęło mi szybciej bić.
Wiatr poruszał gałęziami, co sprawiało, że czułam się coraz gorzej. Minuty się przedłużały, a Piotrek wciąż nie wracał. Chciałam siebie samą przekonać, że wszystko jest w porządku i że zaraz wróci i pójdą do domu. 
W głębi lasu zobaczyłam, że coś stoi. I to raczej nie był człowiek. Było to 1/3 wzrostu przeciętnej osoby. Usłyszałam ciche chrumknięcie. Przeraziłam się. To coś zaczęło się do mnie zbliżać. W sumie to biegnąć.
- Aaaaaaaaa! - zaczęłam się drzeć.
Chwyciłam za najbliższe drzewo i próbowałam się na niego wdrapać. Utrudniały mi to niewygodne buty. Weszłam na najniższą gałązkę, która ledwo co mnie utrzymywała. "Potwór" zbliżał się do mnie coraz bardziej, był dosłownie pode mną, gdy ja stałam na tej samej gałęzi próbując wejść na wyższą. "To coś" ledwo złapało mnie za nogę, udało jej się tylko ściągnąć z mojej stopy balerinę. Gdy byłam już dość wysoko zobaczyłam, że był to potężny dzik. W dali zobaczyłam Piotrka.
- Asia, co tam się dzieje? - spytał.
- Uciekaj!! - ostrzegłam go.
Zorientował się że obok drzewa na którym siedziałam stał dzik, który odwrócił się i zauważył Piotrka, i pobiegł za nim.
On jednak szybkim ruchem wspiął się na drzewo.
Dzik jednak stał bacznie i obserwował każdy nasz ruch.
- Chyba stąd szybko nie zejdziemy. - powiedziałam dosyć głośno.
Czas mijał... Pewnie było już dawno po 1 w nocy. Byłam bardzo zmęczona, chciałam położyć się do wygodnego łóżka, który na mnie czekał. Chyba jednak tam nie wrócę. Zasnęłam na drzewie.


_____________________________
Dzisiejsza część jest dłuższa. Mam nadzieję, że podobało wam się. ;D Czekam na wasze komentarze ;3


piątek, 13 grudnia 2013

Część 14

Musiałam czekać kilka godzin zanim wyjedziemy samochodem na wieś cioci Piotrka. Wstałam około 10. Zjadłam śniadanie, umyłam się i zaczęłam się szykować. Powoli mijały godziny, a ja z niecierpliwością czekałam.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je szeroko i zauważyłam Piotrka. Był ubrany w bordową koszulę w kratę i jeansy.
- Gotowa? - spytał z uśmiechem.
- No pewnie.
Weszliśmy do dużego czarnego samochodu i ruszyliśmy w drogę. Słońce schodziło ku horyzontowi, ale było dosyć ciepło. Wyjechaliśmy już z miasta i znajdowaliśmy się w lesie. Niektóre drzewa schylały się nad jezdnią dając lekki cień. Sąsiad Piotrka włączył radio gdzie leciała rytmiczna piosenka, której niestety nie miałam nigdy okazji słuchać. Przyglądałam się pięknym, kolorowym roślinom za oknem.
- Już za niedługo dojedziemy. - poinformował sąsiad.
Z początku ta miejscowość nie wydawała się znowu taka ładna. Dopiero gdy przejeżdżaliśmy obok miejsca gdzie wszystko się odbywało zauważyłam jej urok.
wokół placu znajdowało się wiele stoik z napojami, przekąskami. Na środku stała scena, gdzie występował pierwszy zespół.
Zaparkowaliśmy przed małym lasem i poszliśmy pod scenę.
- Spodziewałaś się że będzie gorzej? - spytał Piotrek.
- No w sumie tak. Ale zapowiada się na super zabawę.
Występowali różni wykonawcy, śpiewając różne covery. Zatańczyłam z różnymi chłopakami, młodszymi i starszymi ode mnie (tzn. tak mi się wydawało). Poznałam kilka miłych osób. No i oczywiście zatańczyłam z Piotrkiem.
- Ostrzegam, że nie umiem tańczyć. - zaśmiał się Piotrek.
- Ja też... Ale damy radę.
Tańczyliśmy tak kilkanaście minut. Było już totalnie ciemno, ale oświetlało plac kilka lamp.
Poczułam na ramieniu zimną kroplę wody. Z chwili na chwilę, było tego coraz więcej. Zaczął padać rzęsisty deszcz. Odsunęłam się od Piotrka i przyglądałam się wszystkim uciekającym ludziom. Chowali się pod namiotami, do samochodów, pod drzewa.
Byłam już cała mokra, więc chciałam sama się ewakuować. Odwracając się od Piotrka i próbując odejść złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i pocałował...


______________________________
Jeżeli w tym tygodniu znajdę czas, napiszę kolejną część. Zapraszam wszystkie nowe osoby na tym blogu, do przeczytania wcześniejszych części. :)

czwartek, 28 listopada 2013

Część 13

Przyglądałam się każdej sukience, powieszonych na wieszakach w sklepie. Nic nie przypadło mi do gustu. Niektóre miały za duże dekolty, za krótkie spódniczki. W sumie to i tak nie znalazłabym nic wprost idealnego. Nie chcę również, żeby ta sukienka była zbyt elegancka.
- Spokojnie... To nie jedyny sklep w tym centrum handlowym. Dopiero weszłyśmy, a ty jesteś już zrezygnowana. - odezwała się Weronika.
- Zaraz dojdziemy do mojego ulubionego sklepu... Mają tam fantastyczne rzeczy. Powinnaś tam coś kupić. - powiedziała Emilia.
Nic jeszcze nie kupiłam, ani butów, ani sukienki ani torebki. A chciałabym żeby ten dzień był dla nas bardzo wyjątkowy.
Dochodziłyśmy już do sklepu, tuż przed wejściem Emilia zadała mi pytanie.
- Asia... Tobie ten Piotrek się podoba? Że chcesz się tak ładnie ubrać.
- Co? Nie... On jest dla mnie ważny, ale to jest mój przyjaciel, na którym mi zależy. Nie wyobrażam sobie z nim związku. To byłoby... Dziwne.
- Czy ja wiem. - uśmiechnęła się Weronika.
Już przy samym wejściu Emilia pobiegła pod jakiś regał i szukała rozmiaru jakiejś bluzki. Najwyraźniej jej się bardzo spodobała. Ja jednak dalej mam problem, a przy mnie została tylko Weronika.
- A może to? - pokazała ręką na lekką, szmaragdową sukienkę z czarnymi ramionami ze skóry przyozdobionymi ćwiekami.
- Nie ten kolor.
Przeszukiwałam wieszaki, tuż obok stała Weronika, która również szukała.
- O mój Boże... - zesztywniała.
- Co się stało? - odwróciłam się do niej.
Weronika trzymała w rękach prześliczną błękitną sukienkę.
W tym momencie przybiegła Emilia trzymająca w ręku torbę z zakupem. Zrobiła wielkie oczy i spytała:
- Skąd ty to wzięłaś?
- No znalazłam tutaj - pokazała - ale tylko jedna jest.
- No raczej. To jest unikat. W nielicznych sklepach tej marki jest ta sukienka i jest tylko jeden rozmiar L. Wszystkie dziewczyny jej szukały. I co Asia bierzesz ją?
- No podoba mi się... Tylko, że jest trochę droga i nie starczy mi na buty.
Kupiłam ją. Byłam bardzo zadowolona z zakupu. Nie przejmowałam się tym, że nie starczyło mi na inne zakupy, ale warto było.
Gdy wróciłam do domu byłam bardzo szczęśliwa. Przeszukałam szafkę na buty i zauważyłam moje czarne, całkiem nieużywane baleriny. Strój już mam, teraz tylko czekać. 
Piątek minął bardzo szybko... Rozpoczęła się upragniona sobota.


___________________
Przepraszam, że długo nie pisałam. Nadmiar nauki, sprawdzianów i kartkówek. Spróbuję to jakoś nadrobić w ten weekend. Nowicjuszy zapraszam do przeczytania wcześniejszych części :D

piątek, 1 listopada 2013

Część 12

Pobiegłam w jego stronę. Przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. Brakowało mi go przez te parę miesięcy.
- Tęskniłam. - powiedziałam łkając.
- Ja też...
Niestety nie mogłam z nim stać dużo czasu. Autobus przyjechał i musiałam się z nim żegnać. Mimo, że miałam wiele planów wobec szkoły nie chciałam dzisiaj nigdzie się wybierać. Chciałam z nim tu zostać.
- Idź już... - powiedział.
- No dobrze. Zobaczymy się później. Pa. - uśmiechnęłam się.

Nie mogłam się skupić na lekcjach. Pomijając, że parę razy dostałam piłką na wf. Uśmiechałam się sama do siebie, co dla niektórych w klasie było podejrzane. Ale jakoś się tym nie przejmowałam. Dzień mijał bardzo wolno. W dodatku musiałam zostać po lekcjach na chemii.
Bardzo chciałam się już spotkać z Piotrkiem, ale nic nie mogłam poradzić.
- Do odpowiedzi przyjdzie... - powiedziała nauczycielka od biologii. - Numer 13.
Niestety to był mój numer. Na szczęście dzień wcześniej poświęciłam na naukę do tego przedmiotu godzinę. Dostałam 4. Cieszę się z tej oceny. 
Muszę rozdzielić swój czas na naukę i spotkania ze znajomymi (w tym jakieś przyjemności np. wypad do kina itp.). Zacznę prowadzić grafik z godzinami. Na pewno mi to ułatwi życie.

***

- Hej mamo! Dostałam dzisiaj 4 z biologii! - pochwaliłam się, gdy weszłam do domu.
- To super... Mam dla ciebie niespodziankę, zajrzyj do pokoju. - powiedziała.
Ściągnęłam plecak i położyłam go obok drzwi do mojego pokoju. Otworzyłam je, a przy biurku siedział Piotrek. Czekał na mnie.
- Co ty tu robisz? - spytałam ucieszona.
- Czekałem na ciebie tutaj około pół godziny... Chciałem po prostu się z tobą zobaczyć.
- Bo w sumie ja też chciałam do ciebie teraz iść. - poinformowałam.
- Może wybierzemy się na basen? - spytał spontanicznie.
- Na basen?
W mojej głowie odegrały się wszystkie wspomnienia związane z moją próbą samobójczą. Boję się nawet zbliżyć do wody.
- Coś nie tak? - spytał. - może gdzie indziej chciałabyś...
- Gdzie indziej. Najdalej od wody. - powiedziałam przerażona.
Najwyraźniej on nic nie wiedział o tym, że przez niego chciałam popełnić samobójstwo. Nie będę mu nawet próbowała tłumaczyć, czemu nagle zaczęłam bać się wody.
Zrobił zdziwioną minę, ale nie pogłębiał tematu.
- Właśnie... - przypomniał sobie coś - w tą sobotę na wsi, gdzie mieszka moja ciotka jest jakaś impreza. Będzie kilka zespołów...  Na pewno ich znasz. - zaśmiał się.
- No dobrze. A jak daleko jest ta wieś?
- 50 kilometrów stąd. Mój sąsiad jedzie na nią, moglibyśmy się z nim zabrać. Moi rodzice się z nim przyjaźnią, więc na pewno się zgodzi.
- Spytam później mamy, powinna się zgodzić.
Zgodziła się. Gdy tylko usłyszała nazwisko sąsiada Piotrka powiedziała, że chodziła z nim kiedyś razem do podstawówki. Wspominała te wspaniałe czasy, gdy nie było komputerów i siedziało się tylko na dworze. 

Dzisiaj był czwartek, więc mało czasu zostało. Oglądając prognozę pogody w telewizji dowiedziałam się, że ma być ładna pogoda, a w nocy tylko lekki deszczyk. Nie powinno nam to przeszkodzić. Bez przesady, że będziemy tam tak długo siedzieć. Parę godzin i wracamy do domu cioci Piotrka, a z rana wracamy z jego sąsiadem. Nie mogę się już doczekać.
Jutro idę z Weroniką na zakupy, muszę kupić sobie sukienkę i jakieś baleriny, bo mam pustkę w szafie. 

__________________________
Podoba się? :) Kolejna część już za tydzień. Nowicjuszy na tym blogu zapraszam do przeczytania wcześniejszych części ;)

sobota, 19 października 2013

Część 11

Co chwilę spoglądała to na mnie to na zeszyt zapisując co mówię.
- Spędziłam z nim dużo czasu... - kontynuowałam.
- Co to był za wypadek? Wiesz coś na ten temat? Od kogo się o tym dowiedziałaś? Byłaś tego świadkiem? - zadawała mi tysiące pytań.
Miałam mętlik w głowie. W sumie, po co miałabym dzielić się z nią moimi problemami jeszcze do izolatki mnie wyślą. Więc postanowiłam nie odpowiadać już na żadne pytanie. Za dużo wie.
- Joasiu, słyszysz mnie? Proszę cię żebyś odpowiedziała mi na te pytania. Są bardzo ważne, aby przeprowadzić dalszą część terapii.
- Terapii?! Za kogo wy mnie uważacie? Nie mam żadnego problemu, po prostu mi go brakuje. Niech pani wyjdzie stąd. Nie chcę z nikim rozmawiać. - wybuchłam.
Pokazałam jej palcem drzwi. Widziałam na jej twarzy zrozumienie. Wyszła. Ale nie z domu. Rozmawiała z mamą. Nie miałam najmniejszej chęci słuchać co o mnie mówią.
- Ona nie ma ochoty na żadne towarzystwo. - mówiła moja mama do kogoś, ale nie do tej kobiety.
Postanowiłam wyjść z pokoju i zobaczyć kto przyszedł. To był Krzysiek. Na jego twarzy widniało zdziwienie.
- Asia... Co się stało? - spytał.
Stałam w salonie bez żadnych emocji. Patrzyłam z powagą na wszystkich. Po chwili po prostu ich zignorowałam i poszłam na balkon zaczerpnąć świeżego powietrza. Chciałam się wewnętrznie uspokoić.
Oparłam głowę o fotel i patrzyłam jak wiatr porusza liśćmi wysokiego drzewa w parku naprzeciwko mojego bloku. Pogoda nie była najlepsza, zachmurzone niebo, mocny wiatr. Tak zapowiadał się początek jesieni.
- Wszystko w porządku, Asiu? - spytał Krzysiek.
Wolno wszedł na balkon nie robiąc hałasu i usiadł naprzeciwko mnie.
Pokiwałam lekko głową.
- Dopiero się teraz dowiedziałem, co się stało. Mogłaś mi powiedzieć... Pomógłbym ci. - powiedział.
- Ta... - mruknęłam.
- Hm... I jak tam szkoła? - spytał uśmiechając się lekko.
- Serio, teraz będziesz mnie pytał co w szkole? - roześmiałam się.
Tego właśnie potrzebowałam, żeby ktoś mnie rozśmieszył, pocieszył. Krzysiek jest po prostu super. Potrafi podtrzymać kogoś na duchu.
Dopiero teraz zrozumiałam, że ta próba samobójcza była totalnie bez sensu. Wcale nie chciałam odebrać sobie życia, po prostu to była głęboka depresja, z której już się wyleczyłam dzięki Krzyśkowi. Nigdy na serio nie myślałam, żeby to zrobić. Skąd się wzięła ta nagła odwaga, żeby spróbować? Dzięki temu przypadkowemu mężczyźnie przeżyłam i czuję się już dosyć dobrze. A może Piotrek wydobrzeje? Będzie żył szczęśliwy... Powinni mu dać szansę, żeby przeżył. Muszę stać się optymistą, żeby nie żyć ciągle w depresji, strachu i bólu. To jest normalne u każdej nastolatki, że traci kogoś na kim jej zależy... Znaczy nie do takiego stopnia jak ja. Muszę przestać o tym myśleć. Zacząć życie od nowa. Muszę nadrobić zaległości w szkole, chodzić do niej regularnie. Trzeba poprawić swoje beznadziejne oceny. Najgorzej mi idzie niestety z matematyki, niemieckiego i fizyki. Może namówię mamę na korki u jakiegoś porządnego nauczyciela.
- Znasz może jakiegoś dobrego korepetytora od fizyki, albo matematyki czy niemieckiego? - spytałam go, przyglądając mu się.
- W sumie znam. Mój kuzyn pomagał mi z fizyką gdy miałem problemy w gimnazjum. Zadzwonię do niego, powinien znaleźć czas dla ciebie.
- To super! Muszę dogonić materiał. Sporo czasu mnie nie było w szkole. - uśmiechnęłam się. - Dziękuję...
Przytuliłam go, najwyraźniej się nie przeciwstawiał. To się nazywa prawdziwy przyjaciel.


Mama w końcu pozwoliła mi pójść do szkoły, gdy zauważyła moją poprawę humoru. Postarałam się ubrać tego dnia ładnie i elegancko. Czarna marynarka, czarne spodnie, kolorowy t-shirt z jakimś napisem oraz ciemnoniebieskie botki.
- Nie zapomnij śniadania - powtórzyła mama pokazując na ofoliowane bułki.
- Tak wiem... Dzisiaj wracam trochę później, mam zajęcia dodatkowe z chemii.
- No dobrze... Idź już, bo spóźnisz się na autobus. - pośpieszała mnie.
Doszłam na przystanek, autobusu jeszcze nie było. Usłyszałam melodyjkę w telefonie. Ktoś do mnie dzwoni. Numer "zastrzeżony". Odebrałam.
- Halo? Kto mówi? - spytałam.
- Obejrzyj się za siebie. - powiedział jakiś głos.
Zrobiłam jak ta osoba kazała. Parę metrów za mną stał Piotrek. Moje serce zamarło. Z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Łzy szczęścia.
- Piotrek... - powiedziałam cicho płacząc.

_______________________________
Jak wam podoba się ta część? Osoby, które nie wiedzą o co chodzi, niech przeczytają wcześniejsze części ;). Komentujcie ten post. Komentarze są dla mnie bardzo ważne, i dają mi dużo weny do napisania kolejnych części. Pozdrawiam wszystkich czytelników tego bloga :D

piątek, 4 października 2013

Część 10

Brak mi powietrza. W duszy głęboko pragnęłam wydostać się na powierzchnię i nabrać świeżego powietrza. Nie było to możliwe... Odbierało mi siły. Jedyne co widziałam to zgaszające się słońce nad powierzchnią wody. Poczułam jak ktoś złapał mnie za rękę...


- Obudź się... Obudź. - powtarzała jakaś osoba.
Nie widziałam dokładnie jej twarzy. Dopiero po chwili odzyskałam ostrość.
- Uf... Dobrze. Zaraz przyjedzie pogotowie. Jak ci na imię? - spytał ten mężczyzna, który był na moście.
- Asia. - po chwili powiedziałam - Dziękuję za...
Zaczęłam płakać.
- Coś się stało? Możesz mi powiedzieć. - zaproponował.
Przyjechała karetka i mnie zabrała.
- Nie... Zostawcie mnie! - zaczęłam się drzeć na lekarzy.
- Dajcie jej leki uspokajające. - powiedział jeden do drugiego.
- Aaaaaa!! - wydałam z siebie pisk.


Dopiero w szpitalu się uspokoiłam.
- Proponuję spotkać się z psychiatrą. - powiedział lekarz do mojej mamy.
- Dobrze... Zna pan może jakiegoś dobrego specjalistę, który na pewno jej pomoże? - spytała.
- Tak. Doktor Mickiewicz. To bardzo dobra kobieta. - poinformował.
Zamknęli drzwi i reszty już nie słyszałam. 
Chciałabym móc zobaczyć Piotrka jeszcze raz. Być może ostatni. 
Po paru minutach wyszli.
- Możesz już wrócić do domu pod jednym warunkiem, że udasz się do psychiatry... Nie bój się, to bardzo miła pani, która na serio tobie pomoże. Bez obaw - uśmiechnął się i wyszedł.
- Mamo... Co on ci jeszcze powiedział?
- Nic konkretnego... - przez krótką chwilę przyglądała mi się z niepokojem. - Dlaczego chciałaś to zrobić?
Nie odpowiedziałam. Udałam się do wyjścia.
- Nie mów, że to przez złamane serce. Bo po prostu ci nie uwierzę. - dogoniła mnie w holu.
- Nie chcę, żeby umarł. Rozumiesz? - powiedziałam ledwo.
- Ale kto?
- Daj mi już święty spokój! - wsiadłam do samochodu.


Bezczynnie przyglądałam się ścianie w moim pokoju. Zrozumiałam, że przydałoby się posprzątać pokój, ale po prostu nie miałam chęci na takie rzeczy.
Za oknem na niebie widniało kilka białych chmurek i słońce blisko horyzontu.
- Asiu... Masz gościa. - powiedziała mama.
Do pokoju weszła razem z jakąś kobietą.
- Dzień dobry. - powiedziała spoglądając na mnie.
Ja jednak nie miałam najmniejszej ochoty witać się z kimś i jeszcze z tą osobą siedzieć.
- Kto to? - spytałam się mamy.
- Pani specjalistka. Psychiatra. Pomoże ci...
- Nie chcę tu nikogo! Zrozum.
- Uspokój się proszę... Chciałabym ci zadać tylko kilka pytań i sobie pójdę. - uśmiechnęła się.
Nastała cisza w pokoju. Przyjrzałam jej się, szczególnie w co jest ubrana i na fryzurę jaką miała aktualnie.
- Nie. Wyjdźcie! Nie mam żadnego problemu. Dajcie mi spokój! - wybuchłam.
Kopnęłam z całej siły karton pełen książek z zeszłego roku szkolnego. Poczułam okropny ból.
- Spokojnie... Asiu. Usiądź proszę. Zrobisz sobie jeszcze krzywdę. - powiedziała.
Mama wyszła z pokoju.
Czułam w sobie furię. Ale z drugiej strony chciałam jej wysłuchać co ma mi do powiedzenia.
Usiadłam.
- Rozumiem, że jesteś jeszcze w wieku nastoletnim. Odczuwasz wiele pozytywnych i negatywnych energii. Chciałabym ci pomóc, abyś czuła się po prostu lepiej. Mogłabym się dowiedzieć od ciebie, jaki był twój powód do popełnienia próby samobójczej?
Przyglądała mi się w skupieniu trzymając w ręku notes i długopis.
- Taki chłopak... Imieniem Piotr miał niedawno wypadek. Przyjaźniłam się z nim. Mogłabym powiedzieć, że to było coś więcej....

________________________
Nie pisałam dawno, bo było pełno sprawdzianów;/
To już 10 część... Niewiarygodne! :D
Nowicjuszy zapraszam do przeczytania wcześniejszych części.

niedziela, 15 września 2013

Część 9

- Spokojnie... Nie panikuj. - wypuścił telefon z ręki, który upadł na ziemię.
Ekran był stłuczony, wszystko powypadało ze środka. A ta komórka niestety była droga. Chciało mi się płakać.
Chłopak odszedł.
A ja sama próbowałam złożyć telefon. Niestety przestał działać. Usiadłam załamana na ziemi trzymając na kolanach torbę i telefon. "Dlaczego akurat ja?" -spytałam sama siebie w myślach.
Do końca dnia go już nie widziałam. Tak jakby rozpłynął się w powietrzu.


Miałam bardzo dużo zadane do domu. Postanowiłam nie wychodzić dziś nigdzie. Po za tym miałam do wykucia 50 słówek z niemieckiego. Dopiero w tej chwili zastanawiałam się, dlaczego się za to wcześniej nie wzięłam. No ale cóż. Za późno na takie rozmyślenia. Miałam jeszcze jeden duży problem - zepsuty telefon. 
- Asiu... Próbowałam się do ciebie dodzwonić dzisiaj. Ale cały czas sekretarka się włączała.
- Mamo... Telefon mi się zepsuł. - poinformowałam ją.
- Słucham? - spytała zdziwiona. Nigdy nie mogłaby się po mnie spodziewać, że coś zepsułam. W sumie to nie ja to zrobiłam.
Pokazałam jej mój telefon nic nie mówiąc. Zrobiła wielkie oczy i spytała się jak to się stało.
- Przez takiego jednego... Ze szkoły. - powiedziałam niepewnie. - Ale to nie ważne.
Znając moją mamę, od razu chciałaby wszystko załatwiać za mnie. Pojechałaby do szkoły i zrobiłaby awanturę u dyrektorki. A tego raczej nie chcę.
- I teraz oczekujesz nowego telefonu? - spytała zła.
- Nie... Mogę na razie posługiwać się normalnym telefonem domowym. Albo pożyczyć od koleżanki. Żaden problem.
Gdy skończyłyśmy rozmawiać i byłam już zmęczona nauką. Weszłam na skype. Na którym było paru moich znajomych. Zadzwoniła do mnie Weronika.
- Aśka! Dlaczego do jasnej cholery nie odbierasz telefonu. Dzwoniłam wcześniej do ciebie z 20 razy. Piotrek miał wypadek! - powiedziała.
 Siedziałam cicho. Dopiero po chwili oprzytomniałam i zrozumiałam co się stało.
- Jak do tego doszło?
- Wypadek samochodowy. Jest w bardzo poważnym stanie. Mała szansa że przeżyje.
- Wiesz w jakim jest szpitalu? - odezwałam się cicho.
- Ma teraz operację...

Rozłączyłam się. Widziałam pełno opisów w których pisali o Piotrku. On był dla mnie taki ważny. A teraz. Nie wiem co ze sobą zrobić. Czułam się okropnie.Wyszłam z domu. Szłam wąskim chodnikiem nad wysoki most. Stanęłam na balustradzie.
- Ej! Co ty robisz?! - spytał jakiś mężczyzna.
Skoczyłam.





________________________________
Przerażająca część. Ale mam nadzieję, że się podobała. :D
Za tydzień będzie nowa. Nowicjuszy zapraszam do przeczytania tych wcześniejszych. ;)

sobota, 7 września 2013

Część 8

- O mój Boże... Tak bardzo cię przepraszam. - czułam jakby twarz zaczęła mi się palić ze wstydu.
- Nie ma sprawy. Ja lepiej pójdę już sobie. Na razie! - odwrócił się do wyjścia i zniknął.
Do pokoju wpadła mama. Lekko przerażona sytuacją szybko poszła do łazienki po mop.
- Zetrzyj to... Dalej chce Ci się wymiotować? - spytała.
- Już nie. Jest dobrze. Ale czuję się okropnie, upokorzyłam się przed nim. Nigdy mu już nie spojrzę w oczy.
- Zapomnij o tej sytuacji. - uśmiechnęła się i wyszła.

Dzisiaj pierwszy dzień szkoły. Nie widziałam się z Piotrkiem i Krzyśkiem od dnia przeprosin. Moja klasa liczy 35 osób, dość spora grupa. Mam nadzieję, że się odnajdę w nowym liceum.
- Na pewno wzięłaś wszystko? Drugie śniadanie, strój na wf... - dopytywała mama gdy zakładałam buty w przedpokoju.
- Tak, wszystko mam. Spokojnie. - sięgnęłam po kurtkę, założyłam plecak i wyszłam.
Pogoda była do bani. Padało, grzmiało i był duży wiatr. W dodatku ledwo co zdążyłam na autobus, w którym nie było gdzie siedzieć i stałam koło jakiegoś chłopaka, który nie mył się chyba z miesiąc.Obrzydliwe...
- Witam was w pierwszym roku szkolnym w naszym liceum! - ogłosiła nasza nowa wychowawczyni, której imienia nie znam. - Czy ja wam przeszkadzam? - spytała się dziewczyn, które siedziały na samym tyle klasy i rozmawiały ze sobą.
- Nie... Przepraszamy. - odezwała się jedna z nich.
- Rozumiem wasze podekscytowanie. Ale proszę was, żebyście się trochę opanowali... Nazywam się Natalia Niemczyk i będę waszą nową wychowawczynią na te 3 lata nauki. Jakieś pytania?
Cisza.
- No dobrze. Zaraz kończy się lekcja. I będziecie mieli... Chemię. - poinformowała nas, po czym zadzwonił dzwonek.
Gdy wyszłam z klasy widziałam wokół siebie jakieś grupy po kilka osób. Rozmawiali ze sobą, śmiali się, a ja byłam sama. Beznadzieja. Muszę sobie jakoś poradzić przez te pierwsze dni. Później może znajdę sobie jakąś koleżankę której będę się trzymać.
Chemia była na drugim piętrze, musiałam się tam jakoś dostać. Schodami. Pełno było tam ludzi. Albo ktoś przechodził, albo ktoś siedział na parapecie przy oknie.
Nagle poczułam jak ktoś mnie szturchnął.
- Jak łazisz?! - spytał wściekły dres.
- Om... - zająkałam się. - przepraszam.
- Żeby mi się to nie powtórzyło. - spiorunował mnie swoim wrednym wzrokiem.
Najwyraźniej mnie nie lubi... Ale bez przesady, nie może mi wiele zaszkodzić. 

Po chemii miałam jeszcze 5 dłuuugich lekcji. Ale na szczęście będą tylko przedstawiać zasady na lekcji bla, bla.
Stałam koło drzwi do biologii i pisałam smsy z Weroniką. 
- Znowu się spotykamy... - powiedział do mnie ten sam chłopak co wcześniej się na mnie uwziął. Stało koło niego dwóch napakowanych gości z tatuażami na rękach.
Uśmiechnęłam się do niego sztucznie.
- Z kim to się pisze? - spytał po czym wyrwał mi telefon z ręki.
Chciałam mu ją odebrać, ale na marne. Trzymał rękę za wysoko. Na korytarzu nie było żadnego nauczyciela, który mógłby mi pomóc. Teraz dopiero wiedziałam, że on mi już nie odpuści...


_________________________
Opowiadania będą pojawiały się co tydzień w weekend (mam nadzieję). Taka mała informacja ;p
Osoby, które są tu pierwszy raz zapraszam do przeczytania wcześniejszych części :D

sobota, 31 sierpnia 2013

Część 7

Sięgnęłam po telefon, aby najpierw zadzwonić do Piotrka. Bez efektów. Nie odbierał. Tak samo z Krzyśkiem. Wstałam z wygodnego łóżka kierując się do wyjścia. W kuchni, gdy już ledwo dotknęłam klamki mama spytała się mnie zaciekawiona:
- Dokąd się wybierasz młoda panno?
- Do kolegi. Ale to na chwilkę tylko...
- Nie ma mowy. Zobacz która jest godzina. I tak w ogóle to ja nie wiem gdzie ten twój "kolega" mieszka. Wracaj do pokoju!
Zrezygnowana wróciłam do pokoju. Spojrzałam na zegar i faktycznie było późno.


Wstałam wcześnie, abym zdążyła zastać Krzyśka w domu.
- Krzysiek! Ktoś do ciebie przyszedł! - krzyknęła jego mama, która wyglądała jakby jeszcze spała.
- Co znow...- powiedział Krzysiek, po czym spojrzał na mnie. - Asiu? Co ty tu robisz? - zrobił wielkie oczy. - właśnie chciałem do ciebie zadzwonić i za wszystko ciebie przeprosić.
- Nie... Krzysiek... To ja chciałam ciebie przeprosić, zachowałam się paskudnie wypraszając was z domu. Przez całą noc nie mogłam spać i miałam wyrzuty sumienia...
Zanim skończyłam mu tłumaczyć wszystko, złapał mnie i przytulił do siebie.
- Wybacz, ale spieszę się do pracy. Do zobaczenia później.
I poszedł.
Teraz mam przed sobą kolejne zadanie. Przeprosić Piotrka, to jego najbardziej skrzywdziłam.


- Wybacz, ale nie ma go w domu. Coś przekazać? - powiedział ojciec Piotrka.
- Proszę, żeby Pan powiedział... Że go bardzo przepraszam. Niech się do mnie odezwie później. Dobrze?
- Oczywiście.


Żołądek mnie rozbolał. Nie mam pojęcia czy to ze stresu, czy po prostu zjadłam coś nietakiego.
- Zrobić miętę? Blada jesteś strasznie...
Zgodziłam się, być może mi przejdzie.
Nagle usłyszałam odgłos pukających drzwi. Otworzyłam je. Stał w nich Piotrek.
- Przepraszam.- powiedzieliśmy w tym samym czasie.
Roześmiałam się, mimo że odczuwałam coraz silniejszy ból.
- Czemu jesteś taka blada? - spytał przerażony.
- A to nic... To tylko żołądek. - uśmiechnęłam.
Zaprosiłam go do środka. Przywitał się z moją mamą. Ja wzięłam od niej herbatę i poszliśmy do mojego pokoju.
- Wybacz... Ale jakoś nie chciało mi się sprzątać. - powiedziałam po czym rozejrzałam się po pokoju w którym panował totalny nieład.
- Nie ma sprawy, u mnie jest gorzej. - roześmiał się. - Połóż się, może będziesz się lepiej czuła. Coś ci podać?
- Nie... - z chwilą milczenia powiedziałam - Dziękuję za twoją troskę i... Wyrozumiałość.
- Zdarza się.
Piotrek usiadł koło mnie na łóżku, po chwili lekko się schylił i pocałował mnie. O nie... Zachciało mi się wymiotować, odwróciłam się od niego i zwymiotowałam na podłogę. Co za upokorzenie!!

piątek, 28 czerwca 2013

Część 6

Wyszłam z kawiarni. Zauważyłam po drugiej stronie księgarnie. Aby do niej dotrzeć musiałam przejść przez pasy. Światło powoli zmieniło się na żółte, ruszyłam biegiem, aby zdążyć przejść. Jednak jedna książka z reklamówki zrobiła dużą dziurę i wszyscy wypadło. Jak na złość to wszystko wydarzyło się na środku ulicy. Samochody zaczęły trąbić, abym się ruszyła. Spaliłam się ze wstydu, ale zdążyłam w pół minuty wszystko zebrać.


- Kupiłaś wszystko? - spytała mama z kuchni przygotowując kolację, gdy usłyszała zatrzaskujące drzwi.
- Nie. - powiedziałam zła.
- Co się stało?
Położyłam na stół dziurawą reklamówkę, w której były nowe, brudne książki. Mama najwyraźniej doznała szoku.
- Co ty z nimi zrobiłaś?
Westchnęłam ciężko, wzięłam książki i poszłam do pokoju.


,,Te wakacje bardzo szybko zleciały, kupowanie książek to istny koszmar... Upokorzenie na środku ulicy z rozrzuconymi, nowymi książkami." - napisałam na swoim blogu.
Dostałam smsa... Od Krzyśka i Piotrka.
,,Zaraz do ciebie wpadnę ;) " - napisał Piotrek.
,,Skończyłem pracę, mogę do ciebie przyjść? :D" - napisał Krzysiek.
Przeraziłam się tymi smsami... Dwóch chłopaków chce do mnie przyjść. Zaraz zemdleję. Piotrek nic nie wie o Krzyśku, a Krzysiek nic nie wie o Piotrku. Przecież nie mogę im obu odmówić spotkania. Z obydwoma chciałabym się bardzo zobaczyć. Dobra, jakoś to będzie.


- Cześć... - do pokoju wszedł Piotrek.
- Hej.
Piotrek zza pleców wyciągnął wielki bukiet róż. Zarumieniłam się lekko.
- Z jakiej to okazji? - spytałam cała zaczerwieniona na twarzy.
- Nie było żadnej... Tak po prostu. - lekko się do mnie zbliżył. Niemal doszło do naszego pierwszego pocałunku, przerwało nam pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam.
Do pokoju wszedł Krzysiek.
- Witam... - spojrzał na mnie a po chwili na Piotrka. - Kto to jest?
- To jest Piotrek. - zapoznałam Krzyśkowi Piotrka.
- Hej. Jestem Krzysiek. - po tym spojrzał na mnie i wręczył mi cudowny kolorowy bukiet kwiatów.
- Dziękuję.
Zauważyłam u Piotrka ogromne zdziwienie oraz złość.
- Co to ma znaczyć? - popatrzył mu prosto w oczy.
- Co masz na myśli? - odpowiedział pytaniem Krzysiek.
- Asia... Kto to w ogóle jest?
- Spokojnie Piotrek... Poznaliśmy się niedawno dzięki Emilii.- powiedziałam. - to tylko kolega - dodałam ciszej.
Uspokoił się. Poszłam szybko do kuchni po coś do przegryzienia i picia. Gdy już ledwo co otworzyłam drzwi usłyszałam jak wymieniali się ostrymi słowami na swój temat.
- Spokój! Co to ma znaczyć? Chciałam z wami jakoś spędzić czas, a wy wyżeracie sobie oczy. Jak to tak ma wyglądać to ja was żegnam. - powiedziałam cała rozwścieczona.
Wyszli.
Mogłam darować sobie te słowa. Muszę ich przy najbliższej okazji przeprosić. Zawsze tak mam, że najpierw robię, później myślę.


______________________________________
Są już wakacje, więc będzie więcej części. Jeżeli ktoś pierwszy raz wszedł na tego bloga zapraszam do przeczytania wszystkich części ;p

piątek, 31 maja 2013

Część 5

- To nic poważnego, ale najlepiej jakby przez parę dni została w domu.
- Dobrze panie doktorze. - oznajmiła moja mama.
Nie wyobrażam sobie całego dnia siedzenia w domu i nudząc się... Oglądanie tv i nic innego, ale w sumie będę miała więcej czasu na pisanie bloga. To był chyba jedyny plus.
Gdy doszłam do domu powiesiłam sweter na haczyku i poszłam na balkon. Usiadłam wygodnie na miękkim krzesełku. Przysłuchiwałam się śpiewu ptaków. Nagle zauważyłam błyskawicę, która przecięła niebo na dwie części. Zaczął padać rzęsisty deszcz. Mogłam sobie dalej siedzieć, gdyż miałam dach nad głową. Dostałam smsa od Emilii "Hej. Słyszałam, że skręciłaś kostkę. Jak się czujesz? ;)". Odpisałam jej więc "A, dobrze. Trochę boli, ale da się żyć. Za parę dni mogłybyśmy się spotkać. No chyba, że sama byś do mnie przyszła. :P". Odstawiłam telefon i sięgnęłam po grubą książkę, którą miałam dzisiaj zamiar skończyć, jednak utrudnił mi to sms, który poinformował mnie, że Emilia zaraz do mnie przyjdzie... Z jakąś osobą.
Minęło parę minut i na balkon weszła Emilia.
- Hej Emilcia! Jak miło cię widzieć. - na jej widok aż wstałam, aby się z nią przytulić.
- Chciałabym ci kogoś przedstawić. - mówi. - To jest Krzysiek.
Spojrzałam na niego. Był wysoki, brązowooki, krucze włosy lekko pofalowane. Na pierwszy rzut oka, spodobał mi się.
- Hej. Miło mi. - podał mi dłoń.
- Mi również. - uśmiechnęłam się do niego i odebrałam uścisk. - Skąd jesteś?
- Chodzę do tej samej szkoły co wy.
Zdziwiłam się, bo nigdy go wcześniej nie zauważyłam w naszej szkole.
- Asia masz coś do picia? - spytała mnie Emilia.
- Tak. Przyniosę ci. - oznajmiłam.
- Nie, nie... Sama przyniosę. - puściła mi oczko i zniknęła w pokoju.
Chwila ciszy... Krzysiek postanowił zacząć jakąś rozmowę.
- Jak się trzymasz? - spytał.
- Jest dobrze, ale muszę w domu siedzieć - skrzywiłam się.
- Potrzebujesz czegoś? Przynieść ci coś? - spytał troskliwie.
- Na razie nie...
- Om... - przypomniało mu się coś. - Mam coś dla ciebie...
Zaczął grzebać w czarnym plecaku i wyciągnął mufinki.
- Mufinki. - zaśmiałam się lekko.
- Sam robiłem - uśmiechnął się. - Mam dla ciebie z nadzieniem czekoladowym, śmietankowym i wiśniowym.
- Nie trzeba było.. Ale dziękuję.
Emilia przyniosła nam po szklance lemoniady. Po czym usiadła koło mnie.
Rozmawialiśmy parę godzin. Wygłupialiśmy się, oglądaliśmy horror. Co chwilę darłam się "Wyłącz to! Wyłącz to!". Muszę przyznać, że to było całkiem komiczne.


Zbliżał się kolejny rok szkolny. Zamieszanie w księgarniach, ponieważ ktoś nie może znaleźć książki do geografii. Wypytuje pracowników, a oni mówią, że nie ma. Klienci wypadają ze sklepu zbulwersowani. Było trochę problemu. Kupiłam kilka książek w księgarni w rynku, resztę muszę szukać gdzie indziej.
Przesiedziałam prawie cały dzień na mieście. Zrezygnowana poszłam do pobliskiej kawiarni, by zamówić koktajl owocowy.
- Dzień Dobry. - powiedziałam nie spoglądając na sprzedawcę.
- Joasia? Co ty tutaj robisz? - usłyszałam głos Krzyśka.
Ucieszyłam się na jego widok, bo dawno go nie widziałam.
- Zakupy szkolne. - powiedziałam krótko i się uśmiechnęłam.
- Co chciałabyś zamówić?
- Koktajl owocowy.
- Już się robi. - powiedział i gdzieś zniknął.
Gdy wrócił położył na stoliku przede mną wielką szklankę wypełnioną koktajlem. Po czym usiadł koło mnie.
- Już kupiłaś wszystko? - spytał zainteresowany.
- Brakuje parę rzeczy, ale poradzę sobie do wieczoru.
- Dobra.. To ja ci nie przeszkadzam... - powiedział.
- Nie... Nie, zostań. Posiedź ze mną. Dawno cię nie widziałam.
- No dobra... - roześmiał się. - Może.. Byśmy się kiedyś spotkali? - zapytał niepewnie.
- Okey. Kiedy chcesz i gdzie chcesz.
- Zadzwonię do ciebie później, teraz lecę do pracy, bo mnie szef wyrzuci.
- Pa... - też wstałam i wyszłam..


_________________________
Przepraszam, że musieliście długo na to czekać ;/ . Koniec roku szkolnego się zbliża więc trzeba oceny poprawić i nie ma czasu na pisanie... Ale postaram się jakoś to zmienić ;)

Pozdr. c:


sobota, 11 maja 2013

Część 4

Nie miałam pojęcia jak się zachować. Czy wybuchnąć płaczem, czy gniewem. Szybko wstałam z siedzenia, zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu chusteczek. Nie było ich.
- Dajcie mi jakąś chusteczkę! - zaczęłam panikować.
Sukienka była nowa, a plama wiśniowa. Mama mnie zabije... Piotrek wyciągnął z kieszeni chusteczki i pomógł mi ścierać lody i wiśnie. Kelner zaczął przepraszać, chociaż to nic nie dawało. Plama nie schodziła!

- Joasiu, chodźmy stąd. - powiedział Piotrek po czym zaprowadził mnie do wyjścia.
Skierowaliśmy się na rynek, aby odpocząć od tego całego zamieszania. Usiedliśmy na brązowej ławce, tuż pod drzewem, które nas chroniło przed słońcem.
- Nigdy już tam nie wrócę... Mama mnie zabije, to była nowa sukienka. I jak to teraz wygląda. - łzy zaczęły mi cieknąć po policzkach, gdy ja spoglądałam na plamę.
- Nie martw się, nie powinno być tak źle. Chcesz wrócić do domu? - spytał, a ja pokiwałam głową w górę.
Wstaliśmy, wytarłam rękoma oczy i założyłam okulary przeciwsłoneczne.

- Joanna co ty zrobiłaś z tą sukienką? - spytała wściekła mama.
- Jakaś oferma z lodziarni wywaliła na mnie cały deser!! - wydarłam się wściekła i wparowałam do swojego pokoju i trzasnęłam drzwiami. Rzuciłam się na łóżko. Zamknęłam oczy i się wyciszyłam. Po chwili ktoś zapukał do drzwi. To był Piotrek. Całkiem zapomniałam, że ze mną przyszedł do domu.
- Poczekaj chwilę, muszę się przebrać. - po chwili wyszedł i czekał za drzwiami. Przebrałam się w dres i luźną bluzkę. Mam już dość strojenia się w nie wiadomo co, bo i tak coś zawsze nie wyjdzie. - Możesz wejść.

Rozmawialiśmy ze sobą, śmialiśmy się, jedliśmy różne przekąski, które przynosiłam co jakiś czas z kuchni. Spojrzałam na zegarek. Była 18:56. Powinnam zacząć pisać post na blogu. Tak... Wiem, jestem strasznie punktualna.
- Wybacz, ale muszę coś zrobić. - powiedziałam po czym sięgnęłam po laptopa i zaczęłam coś pisać na klawiaturze.
- Co robisz? - spytał zaciekawiony i usiadł koło mnie na łóżku.
- Prowadzę bloga... - powiedziałam, bez żadnych tajemnic.
- O czym? Jeśli można wiedzieć?
- O wszystkim... - powiedziałam po prostu.
Pisałam i pisałam, wrzucałam jakieś linki. Ogólnie post był o tym kelnerze i sukience. Piotrek zaczął się rozglądać po pokoju. Zauważył szklaną półkę na której stały przeróżne medale z ręcznej, szczególnie te z pierwszymi miejscami.
- Wow... To ty masz takie duże osiągnięcia? - spojrzał na mnie i po chwili znów na półkę.
- To już przeszłość. Złamałam sobie nogę i zrezygnowałam. Gdy wyzdrowiałam trener jeszcze mnie zachęcał, ale nie wróciłam do tego. To nie moja działka...
Odłożyłam laptopa, wstałam z łóżka i od razu upadłam na ziemię.
- Ał! - wydarłam się.
- Co się stało? - spytał przerażony.
- To nic takiego... Stopa mi się lekko przekrzywiła. - próbowałam wstać, coś mi to nie wychodziło...

_________________________
Wybaczcie, że dawno nie pisałam nowej części, to szczególnie przez szkołę... Dużo sprawdzianów i nauki.
Co sądzicie o tej części? ;)

Pozdrawiam ;D

środa, 1 maja 2013

Część 3

Dostałam odpowiedź "O pierwszej, w lodziarni na ulicy Jana Matejki :D".
Zerknęłam na godzinę, była 8:17. Powinnam się wyrobić. Poszłam do kuchni, zjadłam szybkie śniadanie i ruszyłam do łazienki. Gdy już wszystko skończyłam robić, wróciłam do swojego pokoju. Otworzyłam wielką szafę pełną ubrań... Po prostu się załamałam. Nie wiedziałam w co się ubrać. 
Do pokoju ktoś zapukał.
- Proszę.
Weszła mama.
- Co ty robisz? - przyjrzała mi się z uwagą.
- Mam dzisiaj spotkanie. Nie mam pojęcia w co się ubrać.
- A z kim to spotkanie? - zainteresowała się mama.
- Z Piotrkiem... Nie znasz. Poznaliśmy się wczoraj, wydaje się być bardzo fajny.
- Hmm... Chyba ja coś na to poradzę.- nagle zniknęła.
Po chwili wróciła mama.
- Proszę, to dla ciebie. - powiedziała, pokazując mi błękitną, przewiewną sukienkę.
- Ona jest cudowna mamo! - okrzyknęłam radośnie.
- Lepiej ją przymierz, bo nie wiem, czy jest na ciebie dobra. - powiedziała uśmiechnięta.
Założyłam ją na siebie, była idealnie dopasowana do mojej sylwetki. Przeszłam do przedpokoju i przejrzałam się w dużym lustrze. Błękit to był mój kolor, pasował do mnie.
- Wyglądasz w niej cudownie.
- Dzięki... Która jest godzina?
Mama spojrzała na zegarek na ręce.
- 12:06.
- O nie, muszę się trochę pośpieszyć.
Szybko założyłam białe baleriny. Sięgnęłam po torebkę, która wisiała na haczyku i szybko krzyknęłam, że wychodzę.

Doszłam tam na 12:48. Jego jeszcze nie było, więc postanowiłam pójść do WC i poprawić sobie makijaż przed lusterkiem. Nie zajęło mi to długo. Gdy wróciłam on już tam był.
- Hej Asiu! - na mój widok wstał z krzesła.
- Cześć. - uśmiechnęłam się.
Usiedliśmy. Była chwila ciszy.
- Pięknie dziś wyglądasz.
- Em.. Dzięki.
Nagle podszedł kelner:
- Proszę menu. - rozdał nam po jednym menu i odszedł.
Przeglądałam menu i co jakiś czas spoglądałam na niego. Ręce zaczęły mi się trząść.
- Wszystko ok? - spytał. - Ręce ci się trzęsą.
- Tak, wszystko ok. To nic. Nie zwracaj na to uwagi.
Zestresowałam się przy nim. Był tak nieziemsko przystojny.
Przyszedł do nas kelner.
- Co zamawiacie? - uśmiechnął się do nas.
Złożyliśmy zamówienie i odszedł. 
Zaczęliśmy rozmawiać, poznawać się. Dowiedziałam się, że ma 17 lat. Urodziny 13 października. Lubi niebieski i szary kolor. Po prostu ważne i mniej ważne rzeczy.
- Oto pańskie zamów... - kelner, który nas obsługiwał potknął się o coś i nasze desery wylądowały na mojej sukience.


__________________________
Oto kolejna część. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Podzielcie się swoimi wrażeniami w komentarzu :D

Pozdr. ;3

czwartek, 25 kwietnia 2013

Część 2

Odwróciłam się do niego. Tak, to był on. Ale zastanawiało mnie, dlaczego do mnie podszedł. Przecież nie jestem atrakcyjną dziewczyną. W lodziarni spaliłam się ze wstydu przez niego, a on po prostu do mnie podszedł.
- Cześć. - spojrzałam na niego, czując, że się czerwienię. Odwróciłam się od niego na moment.
- Wszystko dobrze? - spytał przejęty.
W tym momencie upadłam na ziemię. Zemdlałam.

Nie wiedziałam co się w tym czasie działo. Znalazłam się w lodziarni. Ktoś mnie położył na kanapie. Otworzyłam oczy, przede mną stał ten sam chłopak. Wyglądał na zmartwionego... Przez tą całą sytuację poczułam się okropnie, stałam się centrum uwagi. Wszyscy klienci na mnie spoglądali. Niektórzy coś sobie szeptali nawzajem.
- Odwieźć cię do domu? - spytał chłopak.
- To nie będzie konieczne. - powiedziałam mu. Powoli wstałam i wyszłam z lodziarni. 
On jednak za mną pobiegł i mnie zatrzymał.
- Chociaż wyjaw swoje imię. - poprosił.
- Asia...
- Piotrek. Miło mi.
Postanowiłam nie przedłużać zbyt tego spotkania. Odwróciłam się od niego i poszłam. Rozglądałam się, patrzyłam co się dzieje w parku naprzeciwko. Gdy już prawie mijałam zakręt obróciłam się, by sprawdzić czy nadal tam jest. Nie było go. Najwyraźniej wrócił do lodziarni.

Wróciłam do domu, rzuciłam wszystkim "Cześć" i poszłam do swojego pokoju. Przebrałam się w luźny dres, spięłam włosy w kok. Zeszłam po schodach do kuchni i zaparzyłam sobie herbatę.
- Rozumiem, że jesteś już prawie dorosła, ale powinnaś wracać do domu wcześniej. Wiesz która jest godzina? Za dziesięć dziesiąta. - powiedziała mama.
- Przepraszam. Weronika mnie zagadała i nie zwróciłam uwagi na godzinę... Ale najważniejsze, że wróciłam cała i zdrowa. - nagle zmieniłam temat.
- Hm.. Niech ci będzie. Ale żeby to się więcej nie powtórzyło. - ostrzegła mnie mama.
- Dobrze.
Wyszłam z kuchni i wróciłam do pokoju. Położyłam herbatę na stoliczek obok łóżka, na którym się położyłam i włączyłam laptopa. Pierwszą rzecz, którą musiałam zrobić to wpis do pamiętnika na blogu. Byłam bardzo zdziwiona. Ilość odwiedzin na moim blogu się podwoiła. W ciągu 3 dni! Dobra... To nie jest ważne. Napisałam nowy post i położyłam się spać.

Rano obudził mnie telefon. Dostałam smsa. Za daleko miałam, żeby tylko po niego sięgnąć. Musiałam wstać, co dla mnie z rana jest bardzo trudne...
"Hej. Jak się trzymasz po wczorajszym wypadku?"
Zastanawiałam się... Jakim wypadku. Zaraz... Chyba chodzi o zemdlenie. Jakiś nieznany mi numer to napisał. Kto to jest? Nie no, trzeba to wyjaśnić.
"Kim jesteś?" - spytałam w smsie.
Po chwili dostałam odpowiedź:
"Piotrek. Pamiętasz mnie? Jak się czujesz?"
Zatkało mnie... Skąd on miał mój numer? Skąd?!
"Dobrze. Ale, skąd masz mój numer?"
"Weronika mi podała. Znamy się. Chodzimy do jednej szkoły. Chyba nie jesteś zła?"
"Nie..."
Te wiadomości przychodziły niemal natychmiast. Ale tym razem musiałam poczekać trochę dłużej. Jednak, nie chciałam marnować czasu i poszłam zjeść śniadanie. Gdy wróciłam zobaczyłam, że mam wiadomość.
"Chciałabyś może się dzisiaj ze mną spotkać? ;)"
Ze mną? Czemu ze mną? Chcę... Ale nie chcę. O Boże! Co ja mam zrobić. No ale cóż. Zaryzykowałam.
"Ok. Gdzie i o której?"

________________________
Co sądzicie o tej części? Podobała się? :D
Kolejna będzie za parę dni. ;)
Pozdr.


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Część 1 + Wprowadzenie

Idąc wąską ścieżką lekki, wiosenny wiatr dmuchał mi w rozpromienioną twarz. Dlaczego rozpromienioną? Szłam na spotkanie z moją dawną przyjaciółką. Kiedyś mieszkałyśmy razem w jednym bloku w Szczecinie. Nasze drogi się rozeszły gdy jej tata zdobył pracę w Warszawie. Ja również po paru latach przeprowadziłam się do Warszawy.
- Joasia!! - wykrzyknęła Weronika na mój widok.
Pobiegłam w jej stronę, ona zrobiła to samo.
- Kopa lat! - okrzyknęłam radośnie, po czym przytuliłyśmy się do siebie.
Usiadłyśmy wygodnie na krzesłach, które znajdowały się przed lodziarnią. Często ją odwiedzałam z moją przyjaciółką Emilią.
- Co tam u ciebie? - spytałam.
- A no cóż... Chodzę do dobrego liceum. W szkole ogólnie bardzo dobrze, czasem sama się dziwię swoimi ocenami. No dobra, nie będę ci przynudzać o szkole. Urodziła mi się siostrzyczka...
- Oo.. Serio? Jak się nazywa? 

- Monika. Ma już parę miesięcy. A.. I jeszcze jedno... Nie chciałabym się chwalić, ale ... Mam chłopaka!
Trudno to nazwać "niechwaleniem się". Ja nigdy nie miałam takiej okazji. W gimnazjum ogólnie nikogo ciekawego nie było. Nawet nikt na mnie uwagi nie zwracał. Poza tym nie jestem typem osoby towarzyszącej. Przyjaźń z Emilią to tylko jej zasługa. Sama chciała mnie poznać (w gimnazjum). Zauważyłam, że jest ciekawą osobą, więc spróbowałam się zaangażować w tą znajomość.
- Wow... Szczęściara. U mnie nie wiele się zmieniło, oprócz tego, że chodzę do nowej szkoły, w której nie potrafię się odnaleźć. Jednak ułatwia mi to Emilia, moja przyjaciółka.
- To może... W końcu byśmy coś zamówiły? - zmieniła nagle temat Weronika.
- No ok. To ja zaraz przyjdę. Co chciałabyś zamówić?
- Lody czekoladowe i śmietankowe. - poprosiła mnie.
Pobiegłam truchtem do środka i stanęłam w kolejce. Zauważyłam, że tuż za ladą stoi nieznany jej wcześniej chłopak, który obsługuje klientów. Pewnie zatrudnili nowego... Przyjrzałam mu się i zauważyłam, że jest w sumie bardzo ładny. No, ale zaraz, przecież nie powinnam na to zwracać zbytnio uwagi. Gdy w kolejce już nikt nie był przede mną, dalej stałam w niego wpatrzona.
- Słucham? - powiedział chłopak zwracając się do mnie.
- Eee... Poproszę... - z głowy całkiem mi wyleciało co miałam zamówić dla Weroniki. Zrobiło mi się głupio i poczułam, że zaczynam robić się czerwona. - Lody cze...koladowe i śmietankowe dla koleżanki, a dla mnie...   miętowe z czekoladą i wanilia.
Podał mi. Zapłaciłam. I szybkim krokiem wyszłam z lodziarni. Wiatr, który mocno dmuchnął mi w twarz trochę mnie odświeżył i poczułam się lepiej.
- Co się stało? - Weronika od razu zauważyła, że jest coś nie tak.
- No bo... Tam był taki chłopak, przez którego zrobiłam się jak burak. Już nigdy się tam nie pokażę!!
- Bez przesady... Na pewno nie było tak źle. - pocieszała mnie jednocześnie jedząc lody.
Opowiadałyśmy sobie różne historie. Czasem zaglądałam do lodziarni w poszukiwaniu tego chłopaka. Jednak on gdzieś zniknął.
- Joasia... Ja muszę się już zbierać, obiecałam mamie, że skoczę jeszcze na zakupy. Do zobaczenia! - powiedziała i odchodziła ode mnie coraz bardziej.
Spojrzałam na zegarek. Była już 18:49. Również zaczęłam się już zbierać do domu, jednak coś mnie zatrzymało.
- Hej. - odezwał się za mną, ciepły, głęboki głos. Aż bałam się odwrócić, że to może być właśnie on...

______________________________________________________
Hej. To jest nowy blog z opowiadaniem. Mam nadzieję, że spodoba wam się i z chęcią będziecie go czytali/ły. Macie jakieś wskazówki dla mnie? Piszcie...

Pozdrawiam ;)