sobota, 4 stycznia 2014

Część 17

Coraz trudniej mi się oddychało. Drzewa zginały się nad nami, liście latały w powietrzu, a Piotrek patrzył na mnie zdziwiony.
- W porządku Asia, wszystko... 
Nie zrozumiałam go do końca. Usłyszałam ogromny huk i czułam jakbym cała się połamała. Po chwili nie wiedziałam co się ze mną dzieje, bo straciłam przytomność.

***

Nie mogłam się ruszyć, byłam cała sztywna. Otworzyłam lekko oczy i już zauważyłam, że jestem w szpitalu. Obok mnie siedziała moja mama.
- Obudziła się. - powiedziała rozradowana.
Do łóżka podszedł lekarz w białym fartuchu. Wyciągnął coś w stronę mojego oka rażąc mnie jasnym światłem, aby sprawdzić moje źrenice.
- Wszystko w porządku. - powiedział lekarz.
Szyją też nie mogłam ruszyć. Najwyraźniej miałam na nim gorset. Obejrzałam się wokół.
- Gdzie jest Piotrek, gdzie jest pan Miłosz? - spytałam lekko zestresowana.
- Spokojnie, leżą w sali obok. Pan Miłosz jest w podobnym stanie do pani, ale jeszcze się nie obudził.
- A Piotrek? Co z nim?
- Złamał sobie tylko dwie ręki. On może wrócić do domu. Potrzebuje tylko rehabilitacji i opieki. - zmienił nagle zdanie - Ale pani... Niestety połamała się cała. Będziesz musiała leżeć w naszym szpitalu jeszcze 2 miesiące, aby kości się dobrze zrosły. Później również jak pan Piotr potrzebne będzie sporo czasu na rehabilitację. W pani przypadku będzie ona dłuższa i bardziej wyczerpująca.
Ostatnie słowa nie ucieszyły mnie. Byłam taka głupia... Mogłam zostać w domu i się nigdzie nie ruszać. Teraz spokojnie bym siedziała w swoim pokoju i pisała coś nowego na blogu. A teraz? Teraz nie czuję ani rąk ani nóg. Cała jestem w gipsie i bandażach.
Ujrzałam na stole obok łóżka zdjęcia rentgenowskie.
- Mamo. To moje? - spytałam.
- Tak.
Pokazała mi je. Niestety nie wyglądały zbyt ciekawie. Złamania były widoczne w wielu miejscach.
Lekarz po chwili czasu oznajmił, że muszę chwilę odpocząć i wyprosił wszystkich z pokoju, w którym zostałam sama.
Po jakichś 5 minutach usłyszałam jak drzwi się powoli uchylają. To był Piotrek. Miał lekkie problemy z otwarciem tych drzwi, ale udało mu się je zamknąć.
- W końcu się obudziłaś. - uśmiechnął się.
- A ile spałam? - spytałam zdziwiona.
- Tydzień.
To było sporo czasu.
- Co się wydarzyło jak zemdlałam? Powiedz mi proszę.
- No dobrze. A więc kiedy jechaliśmy i ty spanikowałaś. Byłem zdziwiony twoim zachowaniem, ale mniejsza z tym. Zauważyłem że przed nami po lewej stronie drzewo gwałtownie się przechyliło w stronę jezdni. Akurat w jej stronę jechaliśmy. Miłosz próbował zahamować, aby to drzewo w nas nie uderzyło, ale niestety to się nie udało. Trzasnęło w nas z wielkim hukiem. Dach był cały zapadnięty, a ja siedziałem pod siedzeniem. Otworzyłem drzwi, ledwo ale otworzyłem. Popatrzyłem na ciebie. Byłaś cała zakrwawiona. Zrobiło mi się słabo, Pan Miłosz tak samo był cały poraniony. Wiatr wiał niemiłosiernie. Był bezlitosny. Moje ręce - spojrzał na nie w gipsie - cholernie mnie bolały, ale byłem jedynym naszym ratunkiem. Ostatnimi siłami zadzwoniłem po pogotowie, które przyjechało po kilkunastu minutach. O własnych siłach próbowałem zatamować twoje krwawienie, które wydobywało się z twojego lewego uda. Pan Miłosz miał też dużo ran, ale nie leciało z nich tyle krwi co z twoich. Gdy pogotowie przyjechało na miejsce pogratulowali mi i zabrali nas...
Z oczu wypływały mi łzy.
- Wszystko w porządku? - spytał.
- Znowu mi uratowano życie. - powiedziałam uśmiechając się lekko.
- Jak to znowu? - usiadł na krześle obok łóżka.
- Nie ważne... - w sumie nie chciałam z nim rozmawiać o mojej nieudanej próbie samobójczej.
Spojrzałam za okno. Robiło się coraz ciemniej. Chciało mi się ziewać, ale bałam się to zrobić. Bo czułam jakby miało mnie rozerwać.
- Idę spać. - powiedziałam w bezruchu.
- No dobrze. To ja pójdę do domu już. - wstał pocałował mnie w czoło i wyszedł.
A ja zasnęłam.




_______________________
Jak wam podoba się ta część? Wiele się zadziało ;3 Czekam na wasze komentarze :D