poniedziałek, 30 grudnia 2013

Część 16

Obudził mnie szept. Dosyć dziwne, ale jednak.
- Asia... Obudź się, dzika już nie ma.
Byłam w tym momencie bardzo leniwa, nie chciało mi się nawet otworzyć oczu. Czułam jak uda mi zesztywniały i nogi swobodnie mi wisiały. Otworzyłam lekko oczy, byłam przerażona "Gdzie ja jestem?!". Zaczęłam się mocno kiwać, straciłam równowagę i spadłam z grubej gałęzi na ziemię, gdzie leżało pełno szyszek, liści itp.
- Auu... - zawyłam cicho.
Wstałam. Opierając się o pień drzewa otrzepywałam z siebie liście. Przemęczonymi oczami spojrzałam w niebo, które z minuty na minutę stawało się coraz jaśniejsze.
- Która jest godzina? - spytałam Piotrka ziewając.
- Około 3 nad ranem... Dzik poszedł jakieś 10 minut temu. Możemy wracać do domu. - powiedział.
- Nie spałeś? Cały czas obserwowałeś go...
- No tak. - dokończył.
Spojrzałam za siebie, by mieć pewność, że już nikt, nic nas nie obserwuję. Wracaliśmy do domu. Czułam lekki stres, przez tym jak nas zobaczy sąsiad Piotrka.
On jednak przeczuwał, czego mogę się obawiać i powiedział:
- Spokojnie, nawet nie zauważą, że nas nie było. Pewnie jeszcze śpią. - uśmiechnął się tajemniczo.
Gdy doszliśmy do domu, czułam jakby mi nogi miały zaraz odpaść. W tamtej chwili marzyłam tylko o ciepłej kąpieli. Nie było przeciwwskazań. Łazienka była pusta, a wanna była duża i wygodna. Napuściłam do niej dużo wody i się szybko zanurzyłam w niej. Jednak ta kąpiel nie mogła trwać długo. Byłam strasznie zmęczona, oczy szybko mi się zamykały. Więc natychmiast poszłam spać.

***

Wstałam parę godzin później. Około godziny 8. Wtedy już wszyscy wstali i byli pełni energii. Pani, u której mieszkaliśmy zrobiła nam śniadanie. Na stole widniało wiele zróżnicowanych dań. Niektórych to nawet nigdy na oczy nie widziałam. Chciałam wszystkiego spróbować po trochu, ale najwyraźniej Panu Miłoszowi się spieszyło, więc musieliśmy szybko się ubrać, naszykować i ruszyć w drogę.
Tego dnia niebo było zachmurzone i ciemne. Gdzie nie gdzie błyskało, zaczął padać lekki deszcz. Gdy coraz bardziej wjeżdżaliśmy wgłąb lasu czułam się coraz nie pewniej z powodu pogody.
Boję się burzy, i tego typu zjawisk. Gdy grzmi (a szczególnie w nocy), boję się otworzyć oczy. I po ciemku próbuję znaleźć grube słuchawki na uszy, przez które nic nie będę słyszała. W ten sposób staję się spokojniejsza i mogę spać dalej.
Oparłam głowę o szybę w samochodzie. Jednak nie zamknęłam oczu. Przyglądałam się wnętrzu lasu, gdzie rosły przeróżne grzyby, liście. Okno przy panie Miłoszu było lekko uchylone. Stamtąd wlatywało do środka rześkie powietrze, oraz niekiedy mi na twarz małe kropelki deszczu. Nie przeszkadzało mi to. Większy problem sprawiało mi grzmiące otoczenie, błyski na niebie oraz niespokojna cisza.
Spojrzałam na Piotrka, który spokojnie klikał coś na telefonie i nie zwracał uwagi na przerażającą pogodę.
Po chwili usłyszałam głośny huk. Jakby piorun trzasnął tuż za nami. Z przerażenia aż podskoczyłam i się wydarłam.
- Spokojnie Asiu... To tylko burza. Nic groźnego. - uspokajał mnie Piotrek.
On nic nie zrobił. A ja patrzyłam się na niego ze zdziwieniem. Skąd on ma tyle odwagi? A może to ja po prostu jestem jakąś histeryczką.
Nagle w tle usłyszałam szumy wydawane z radia. Pan Miłosz szukał kanałów.
- UWAGA, UWAGA. Prosimy kierowców, aby pozostali w domach i nie ruszali się nigdzie. Wiatr w naszym regionie potrafi osiągnąć nawet 200 km/h, przy czym może towarzyszyć burza i ostry deszcz. - informował ktoś z radia.
Poczułam gęsią skórkę. Wciąż znajdowaliśmy się pomiędzy lasem. Wiatr był coraz mocniejszy, a ja bardziej niepewna.
- Spokojnie... Nas to ominie, poza tym nad wszystkim panuję. - powiedział pan Miłosz z pewnością siebie.
Ja jednak nie byłam do końca pewna, czy mu zaufać. Szybko zaczęłam panikować.
- O nie... Mogliśmy zostać tam dłużej. Teraz jest tak niebezpiecznie wszędzie. Jesteśmy w lesie! Drzewo może się na nas przewrócić. Oszalał Pan?! Jesteśmy w ogromnym niebezpieczeństwie. Nie czuje pan jak wiatr porusza autem? - wybuchłam nie czując najmniejszego wstydu będąc niemiła dla tego pana.

piątek, 20 grudnia 2013

Część 15

Dosłownie mnie tym zamurowało. Nie umiałam wydusić z siebie żadnego słowa. Przemokłam do suchej nitki, ale nie potrafiłam się ruszyć z miejsca, więc Piotrek złapał mnie za rękę i pobiegliśmy pod drzewo unikając wielkich kałuż. Czułam w moich balerinach, że się rozklejają. W sumie czego miałam się spodziewać od tanich, papierowych butów.
Stojąc obok drogi pod drzewem zauważyłam, że podjechał do nas samochód należący do Pana Miłosza. Szybko do niego weszliśmy, zapięliśmy pasy i pojechaliśmy do domu gdzie mieliśmy przenocować.


- Tutaj będzie miała pokój ta młoda panna. - pokazała na lewe drzwi przy rogu stojąca w korytarzu gospodyni domu.

Weszłam do dużego pokoju, w którym znajdowało się wielkie łóżko, duży puszysty dywan i telewizor. Usiadłam na tym wygodnym łóżku i rozejrzałam się wokół siebie. Postanowiłam wyjść na balkon zaczerpnąć świeżego powietrza. W rynnach dudniła woda spadająca z nieba. Na tarasie stało małe krzesełko na którym usiadłam.
Po paru minutach przestało padać.
Do mojego pokoju ktoś zapukał. Wróciłam tam i odpowiedziałam.
- Proszę!
Był to Piotrek, który swobodnie wszedł do pomieszczenia i położył się na łóżku.
- To co robimy?
Zrobiłam zdziwioną minę. Nie spodziewałam się, że on chce jeszcze gdzieś wychodzić.
- To jak? - powtórzył się.
- Zdziwiłeś mnie tym pytaniem...
- No dobra, ubierz się ciepło jakoś i idziemy.
- Ale dokąd?
- Zobaczysz...
Wzięłam gruby, czerwony sweter. Założyłam jeansy, które udało mi się jakoś wcisnąć do torby i wyszłam z pokoju. Schodząc po schodach potknęłam się o dywan i mało brakowało abym się przewróciła (robiąc przy tym ogromnego hałasu). Założyłam buty i czekałam na Piotrka, który niedługo potem się zjawił.
- Gotowa? - spytał cicho, by nikt nie mógł nas słyszeć jak wychodzimy.
- No tak.
Wyszliśmy na dwór. Prowadził mnie wąską ścieżką w stronę drogi, za którą był ogromny las.
- Chyba tam nie idziemy? - spytałam z pewnymi obawami.
- Spokojnie, wziąłem latarkę. Znam ten las, nie powinniśmy się zgubić. Tylko po prostu trzymaj się mnie. Będziemy i tak szli główną dróżką.
Czułam jak trawa była jeszcze mokra, i było jeszcze pełno kałuż.
Prowadziła nas szeroka ścieżka wyraźnie wyjeżdżona przez samochody. Drzewa schylające się nad nami wydawały się tajemnicze, lecz przerażające. Niestety do mojej głowy zaczęły wchodzić wspomnienia z oglądającymi kiedyś horrorami, których akcja toczyła się nocą, w właśnie takim lesie. 
Nie chciałam poznać po sobie, że trochę się boję. Co chwilę spoglądałam nad siebie gdzie przelatywały przeróżne stworzenia. Jednak za wszelką cenę nie chciałam spojrzeć ZA siebie. Przerażały mnie najmniejsze ruchy wydawane przez liście, którymi poruszał wiatr. Próbowałam wyciągnąć z tego jakąś przyjemność. W końcu to był las, pełen świeżego powietrza, który dobrze na mnie wpłynie. W końcu mieszkam w mieście, gdzie jego jest bardzo mało. 
Próbowałam właśnie o tym myśleć. Zrozumieć, że nie istnieją żadne straszne potwory, stwory, ani nic. Po prostu najczystsza fikcja.
- Asiu, muszę... Się załatwić. - powiedział Piotrek. - poczekaj tu. Zaraz wrócę. Potrzymaj latarkę.
Jeszcze tego mi brakowało. Nie chciałam się zgodzić, żeby mnie zostawił, ale nie mogłam go też trzymać. Zgodziłam się niepewnie. Piotrek szedł wgłąb lasu, po chwili straciłam go z oczu. Serce zaczęło mi szybciej bić.
Wiatr poruszał gałęziami, co sprawiało, że czułam się coraz gorzej. Minuty się przedłużały, a Piotrek wciąż nie wracał. Chciałam siebie samą przekonać, że wszystko jest w porządku i że zaraz wróci i pójdą do domu. 
W głębi lasu zobaczyłam, że coś stoi. I to raczej nie był człowiek. Było to 1/3 wzrostu przeciętnej osoby. Usłyszałam ciche chrumknięcie. Przeraziłam się. To coś zaczęło się do mnie zbliżać. W sumie to biegnąć.
- Aaaaaaaaa! - zaczęłam się drzeć.
Chwyciłam za najbliższe drzewo i próbowałam się na niego wdrapać. Utrudniały mi to niewygodne buty. Weszłam na najniższą gałązkę, która ledwo co mnie utrzymywała. "Potwór" zbliżał się do mnie coraz bardziej, był dosłownie pode mną, gdy ja stałam na tej samej gałęzi próbując wejść na wyższą. "To coś" ledwo złapało mnie za nogę, udało jej się tylko ściągnąć z mojej stopy balerinę. Gdy byłam już dość wysoko zobaczyłam, że był to potężny dzik. W dali zobaczyłam Piotrka.
- Asia, co tam się dzieje? - spytał.
- Uciekaj!! - ostrzegłam go.
Zorientował się że obok drzewa na którym siedziałam stał dzik, który odwrócił się i zauważył Piotrka, i pobiegł za nim.
On jednak szybkim ruchem wspiął się na drzewo.
Dzik jednak stał bacznie i obserwował każdy nasz ruch.
- Chyba stąd szybko nie zejdziemy. - powiedziałam dosyć głośno.
Czas mijał... Pewnie było już dawno po 1 w nocy. Byłam bardzo zmęczona, chciałam położyć się do wygodnego łóżka, który na mnie czekał. Chyba jednak tam nie wrócę. Zasnęłam na drzewie.


_____________________________
Dzisiejsza część jest dłuższa. Mam nadzieję, że podobało wam się. ;D Czekam na wasze komentarze ;3


piątek, 13 grudnia 2013

Część 14

Musiałam czekać kilka godzin zanim wyjedziemy samochodem na wieś cioci Piotrka. Wstałam około 10. Zjadłam śniadanie, umyłam się i zaczęłam się szykować. Powoli mijały godziny, a ja z niecierpliwością czekałam.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je szeroko i zauważyłam Piotrka. Był ubrany w bordową koszulę w kratę i jeansy.
- Gotowa? - spytał z uśmiechem.
- No pewnie.
Weszliśmy do dużego czarnego samochodu i ruszyliśmy w drogę. Słońce schodziło ku horyzontowi, ale było dosyć ciepło. Wyjechaliśmy już z miasta i znajdowaliśmy się w lesie. Niektóre drzewa schylały się nad jezdnią dając lekki cień. Sąsiad Piotrka włączył radio gdzie leciała rytmiczna piosenka, której niestety nie miałam nigdy okazji słuchać. Przyglądałam się pięknym, kolorowym roślinom za oknem.
- Już za niedługo dojedziemy. - poinformował sąsiad.
Z początku ta miejscowość nie wydawała się znowu taka ładna. Dopiero gdy przejeżdżaliśmy obok miejsca gdzie wszystko się odbywało zauważyłam jej urok.
wokół placu znajdowało się wiele stoik z napojami, przekąskami. Na środku stała scena, gdzie występował pierwszy zespół.
Zaparkowaliśmy przed małym lasem i poszliśmy pod scenę.
- Spodziewałaś się że będzie gorzej? - spytał Piotrek.
- No w sumie tak. Ale zapowiada się na super zabawę.
Występowali różni wykonawcy, śpiewając różne covery. Zatańczyłam z różnymi chłopakami, młodszymi i starszymi ode mnie (tzn. tak mi się wydawało). Poznałam kilka miłych osób. No i oczywiście zatańczyłam z Piotrkiem.
- Ostrzegam, że nie umiem tańczyć. - zaśmiał się Piotrek.
- Ja też... Ale damy radę.
Tańczyliśmy tak kilkanaście minut. Było już totalnie ciemno, ale oświetlało plac kilka lamp.
Poczułam na ramieniu zimną kroplę wody. Z chwili na chwilę, było tego coraz więcej. Zaczął padać rzęsisty deszcz. Odsunęłam się od Piotrka i przyglądałam się wszystkim uciekającym ludziom. Chowali się pod namiotami, do samochodów, pod drzewa.
Byłam już cała mokra, więc chciałam sama się ewakuować. Odwracając się od Piotrka i próbując odejść złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i pocałował...


______________________________
Jeżeli w tym tygodniu znajdę czas, napiszę kolejną część. Zapraszam wszystkie nowe osoby na tym blogu, do przeczytania wcześniejszych części. :)