niedziela, 16 lutego 2014

Część 18

Te 2 miesiące trwały niemiłosiernie długo. Prawie każdy dzień wyglądał tak samo. Marzyłam, żeby jak najszybciej stąd wyjść. Z czasem czułam się coraz lepiej, mogłam poruszać palcami u rąk i stóp. Rodzice mnie odwiedzali praktycznie codziennie. Przynosili mi świeże owoce, jogurty i jakieś soki. Czułam się rozpieszczana jak nigdy dotąd. 
Jednak najszczęśliwsza byłam w tym dniu, kiedy lekarz powiedział mi że mogę się spakować. Delikatnie wstałam z łóżka, co niestety nie było łatwe. Przede mną jeszcze dużo pracy, by wrócić do dawnej formy. Otworzyłam szafkę i zaczęłam z niej powoli wyciągać wszystkie rzeczy. 
- Pomóc? - spytała pielęgniarka podchodząc do mnie. - usiądź, ja to zrobię za ciebie. Nie powinnaś się przemęczać. Za niedługo przyjadą po ciebie rodzice.
Usiadłam jak rozkazała. Wyciągała wszystko z mojej szafki po kolei: szczoteczka do zębów, szczotka do włosów, gąbkę, gazety dla nastolatek. Z półki za mną wzięła laptopa, którego spakowała do specjalnego etui.
Do sali weszli rodzice z dużą torbą na moje rzeczy. Zaczęli mnie pakować, gdy ja sięgnęłam po telefon by napisać do Emilki, Piotrka i Krzyśka, że wracam już do domu. Odwiedzali mnie dosyć często. W sumie to na zmianę, jednego dnia Emilia, drugiego Piotrek, a trzeciego Krzysiek. Możliwe, że się zgadali bym każdy dzień spędziła z nimi. To było bardzo miłe. Odpowiedź od Emilii dostałam natychmiastowo "To super! Kiedy mogę do ciebie wpaść? :)". Napisałam do niej, że najlepiej jakby wieczorem przyszła do mnie, gdy już się rozpakuję i odpocznę. 
Do domu jechaliśmy wolno. Tata uważał, że powinniśmy uważać na drodze, gdyż jest dużo piratów drogowych. Nie trudno można było zauważyć, że bał się, że może znowu zdarzyć się jakieś nieszczęście. Ale o tym nie myślałam.
Gdy wróciłam do domu, mama od razu zaproponowała mi duży kubek gorącej herbaty. Zgodziłam się, następnie poszłam do swojego pokoju, za którym bardzo się stęskniłam. Postanowiłam napisać nowego posta na moim blogu, opisać swoje przeczucia i nadzieję - mimo, że miałam laptopa i internet w szpitalu i tam również pisałam czasem jakieś posty, które cieszyły się dużą popularnością.
Niedługo po tym, zadzwonił do mnie Krzysiek, by się spytać jak się czuję i czy przyzwyczaiłam się do powrotu do domu.
- Wszystko w porządku już? Ile jeszcze będzie trwała twoja rehabilitacja? - spytał Krzysiek.
- Jest dobrze, ale jestem zmęczona już trochę. Rehabilitacja będzie jeszcze trwała sporo czasu. Ale mimo to, umiem już stanąć na nogach, jednak lepiej jak jeżdżę na wózku. Nie czuję wtedy tyle wysiłku.
 - To dobrze. Muszę już kończyć, odpoczywaj. Pa! - pożegnał się.
Postanowiłam się zdrzemnąć. Obudziłam się około godziny 18:00. Gdy otworzyłam oczy usłyszałam pukanie do drzwi mojego pokoju.
- Proszę... - powiedziałam zaspanym głosem.
Do pokoju weszła Emilka. Całkiem zapomniałam o tym, że miała do mnie przyjść. Trzymała w ręku dużą reklamówkę.
- Mam coś dla ciebie. - powiedziała uśmiechnięta po czy wyciągnęła 2 plastikowe opakowania w których były ciastka własnej roboty, z posypką i polewą.
- Kochana jesteś. 
Ostatnim razem jadłam takie ciastka własnej roboty gdy byłam mała. Zawsze nikt nie miał czasu, albo praca, albo jakieś wyjazdy.
Ciastka były niesamowite, a w dodatku jeszcze ciepłe.
- Sama robiłaś? - spytałam.
- Z pomocą siostry, ale przepis jest mojej babci.
 W towarzystwie Emilki tak dobrze się czułam, że zapomniałam jak bardzo boli mnie noga. Przyjaźń jednak umie zdziałać cuda.

_______________________________________
Nie pisałam ponad miesiąc żadnego postu. Dopiero mi się ferie zaczęły, więc spróbuję to nadrobić (mam taką nadzieję). Życzę miłych ferii tym co je mają, a pozostałym wytrwałości w nowym semestrze haha ;D Czekam na wasze pozytywne i negatywne komentarze ;P

sobota, 4 stycznia 2014

Część 17

Coraz trudniej mi się oddychało. Drzewa zginały się nad nami, liście latały w powietrzu, a Piotrek patrzył na mnie zdziwiony.
- W porządku Asia, wszystko... 
Nie zrozumiałam go do końca. Usłyszałam ogromny huk i czułam jakbym cała się połamała. Po chwili nie wiedziałam co się ze mną dzieje, bo straciłam przytomność.

***

Nie mogłam się ruszyć, byłam cała sztywna. Otworzyłam lekko oczy i już zauważyłam, że jestem w szpitalu. Obok mnie siedziała moja mama.
- Obudziła się. - powiedziała rozradowana.
Do łóżka podszedł lekarz w białym fartuchu. Wyciągnął coś w stronę mojego oka rażąc mnie jasnym światłem, aby sprawdzić moje źrenice.
- Wszystko w porządku. - powiedział lekarz.
Szyją też nie mogłam ruszyć. Najwyraźniej miałam na nim gorset. Obejrzałam się wokół.
- Gdzie jest Piotrek, gdzie jest pan Miłosz? - spytałam lekko zestresowana.
- Spokojnie, leżą w sali obok. Pan Miłosz jest w podobnym stanie do pani, ale jeszcze się nie obudził.
- A Piotrek? Co z nim?
- Złamał sobie tylko dwie ręki. On może wrócić do domu. Potrzebuje tylko rehabilitacji i opieki. - zmienił nagle zdanie - Ale pani... Niestety połamała się cała. Będziesz musiała leżeć w naszym szpitalu jeszcze 2 miesiące, aby kości się dobrze zrosły. Później również jak pan Piotr potrzebne będzie sporo czasu na rehabilitację. W pani przypadku będzie ona dłuższa i bardziej wyczerpująca.
Ostatnie słowa nie ucieszyły mnie. Byłam taka głupia... Mogłam zostać w domu i się nigdzie nie ruszać. Teraz spokojnie bym siedziała w swoim pokoju i pisała coś nowego na blogu. A teraz? Teraz nie czuję ani rąk ani nóg. Cała jestem w gipsie i bandażach.
Ujrzałam na stole obok łóżka zdjęcia rentgenowskie.
- Mamo. To moje? - spytałam.
- Tak.
Pokazała mi je. Niestety nie wyglądały zbyt ciekawie. Złamania były widoczne w wielu miejscach.
Lekarz po chwili czasu oznajmił, że muszę chwilę odpocząć i wyprosił wszystkich z pokoju, w którym zostałam sama.
Po jakichś 5 minutach usłyszałam jak drzwi się powoli uchylają. To był Piotrek. Miał lekkie problemy z otwarciem tych drzwi, ale udało mu się je zamknąć.
- W końcu się obudziłaś. - uśmiechnął się.
- A ile spałam? - spytałam zdziwiona.
- Tydzień.
To było sporo czasu.
- Co się wydarzyło jak zemdlałam? Powiedz mi proszę.
- No dobrze. A więc kiedy jechaliśmy i ty spanikowałaś. Byłem zdziwiony twoim zachowaniem, ale mniejsza z tym. Zauważyłem że przed nami po lewej stronie drzewo gwałtownie się przechyliło w stronę jezdni. Akurat w jej stronę jechaliśmy. Miłosz próbował zahamować, aby to drzewo w nas nie uderzyło, ale niestety to się nie udało. Trzasnęło w nas z wielkim hukiem. Dach był cały zapadnięty, a ja siedziałem pod siedzeniem. Otworzyłem drzwi, ledwo ale otworzyłem. Popatrzyłem na ciebie. Byłaś cała zakrwawiona. Zrobiło mi się słabo, Pan Miłosz tak samo był cały poraniony. Wiatr wiał niemiłosiernie. Był bezlitosny. Moje ręce - spojrzał na nie w gipsie - cholernie mnie bolały, ale byłem jedynym naszym ratunkiem. Ostatnimi siłami zadzwoniłem po pogotowie, które przyjechało po kilkunastu minutach. O własnych siłach próbowałem zatamować twoje krwawienie, które wydobywało się z twojego lewego uda. Pan Miłosz miał też dużo ran, ale nie leciało z nich tyle krwi co z twoich. Gdy pogotowie przyjechało na miejsce pogratulowali mi i zabrali nas...
Z oczu wypływały mi łzy.
- Wszystko w porządku? - spytał.
- Znowu mi uratowano życie. - powiedziałam uśmiechając się lekko.
- Jak to znowu? - usiadł na krześle obok łóżka.
- Nie ważne... - w sumie nie chciałam z nim rozmawiać o mojej nieudanej próbie samobójczej.
Spojrzałam za okno. Robiło się coraz ciemniej. Chciało mi się ziewać, ale bałam się to zrobić. Bo czułam jakby miało mnie rozerwać.
- Idę spać. - powiedziałam w bezruchu.
- No dobrze. To ja pójdę do domu już. - wstał pocałował mnie w czoło i wyszedł.
A ja zasnęłam.




_______________________
Jak wam podoba się ta część? Wiele się zadziało ;3 Czekam na wasze komentarze :D

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Część 16

Obudził mnie szept. Dosyć dziwne, ale jednak.
- Asia... Obudź się, dzika już nie ma.
Byłam w tym momencie bardzo leniwa, nie chciało mi się nawet otworzyć oczu. Czułam jak uda mi zesztywniały i nogi swobodnie mi wisiały. Otworzyłam lekko oczy, byłam przerażona "Gdzie ja jestem?!". Zaczęłam się mocno kiwać, straciłam równowagę i spadłam z grubej gałęzi na ziemię, gdzie leżało pełno szyszek, liści itp.
- Auu... - zawyłam cicho.
Wstałam. Opierając się o pień drzewa otrzepywałam z siebie liście. Przemęczonymi oczami spojrzałam w niebo, które z minuty na minutę stawało się coraz jaśniejsze.
- Która jest godzina? - spytałam Piotrka ziewając.
- Około 3 nad ranem... Dzik poszedł jakieś 10 minut temu. Możemy wracać do domu. - powiedział.
- Nie spałeś? Cały czas obserwowałeś go...
- No tak. - dokończył.
Spojrzałam za siebie, by mieć pewność, że już nikt, nic nas nie obserwuję. Wracaliśmy do domu. Czułam lekki stres, przez tym jak nas zobaczy sąsiad Piotrka.
On jednak przeczuwał, czego mogę się obawiać i powiedział:
- Spokojnie, nawet nie zauważą, że nas nie było. Pewnie jeszcze śpią. - uśmiechnął się tajemniczo.
Gdy doszliśmy do domu, czułam jakby mi nogi miały zaraz odpaść. W tamtej chwili marzyłam tylko o ciepłej kąpieli. Nie było przeciwwskazań. Łazienka była pusta, a wanna była duża i wygodna. Napuściłam do niej dużo wody i się szybko zanurzyłam w niej. Jednak ta kąpiel nie mogła trwać długo. Byłam strasznie zmęczona, oczy szybko mi się zamykały. Więc natychmiast poszłam spać.

***

Wstałam parę godzin później. Około godziny 8. Wtedy już wszyscy wstali i byli pełni energii. Pani, u której mieszkaliśmy zrobiła nam śniadanie. Na stole widniało wiele zróżnicowanych dań. Niektórych to nawet nigdy na oczy nie widziałam. Chciałam wszystkiego spróbować po trochu, ale najwyraźniej Panu Miłoszowi się spieszyło, więc musieliśmy szybko się ubrać, naszykować i ruszyć w drogę.
Tego dnia niebo było zachmurzone i ciemne. Gdzie nie gdzie błyskało, zaczął padać lekki deszcz. Gdy coraz bardziej wjeżdżaliśmy wgłąb lasu czułam się coraz nie pewniej z powodu pogody.
Boję się burzy, i tego typu zjawisk. Gdy grzmi (a szczególnie w nocy), boję się otworzyć oczy. I po ciemku próbuję znaleźć grube słuchawki na uszy, przez które nic nie będę słyszała. W ten sposób staję się spokojniejsza i mogę spać dalej.
Oparłam głowę o szybę w samochodzie. Jednak nie zamknęłam oczu. Przyglądałam się wnętrzu lasu, gdzie rosły przeróżne grzyby, liście. Okno przy panie Miłoszu było lekko uchylone. Stamtąd wlatywało do środka rześkie powietrze, oraz niekiedy mi na twarz małe kropelki deszczu. Nie przeszkadzało mi to. Większy problem sprawiało mi grzmiące otoczenie, błyski na niebie oraz niespokojna cisza.
Spojrzałam na Piotrka, który spokojnie klikał coś na telefonie i nie zwracał uwagi na przerażającą pogodę.
Po chwili usłyszałam głośny huk. Jakby piorun trzasnął tuż za nami. Z przerażenia aż podskoczyłam i się wydarłam.
- Spokojnie Asiu... To tylko burza. Nic groźnego. - uspokajał mnie Piotrek.
On nic nie zrobił. A ja patrzyłam się na niego ze zdziwieniem. Skąd on ma tyle odwagi? A może to ja po prostu jestem jakąś histeryczką.
Nagle w tle usłyszałam szumy wydawane z radia. Pan Miłosz szukał kanałów.
- UWAGA, UWAGA. Prosimy kierowców, aby pozostali w domach i nie ruszali się nigdzie. Wiatr w naszym regionie potrafi osiągnąć nawet 200 km/h, przy czym może towarzyszyć burza i ostry deszcz. - informował ktoś z radia.
Poczułam gęsią skórkę. Wciąż znajdowaliśmy się pomiędzy lasem. Wiatr był coraz mocniejszy, a ja bardziej niepewna.
- Spokojnie... Nas to ominie, poza tym nad wszystkim panuję. - powiedział pan Miłosz z pewnością siebie.
Ja jednak nie byłam do końca pewna, czy mu zaufać. Szybko zaczęłam panikować.
- O nie... Mogliśmy zostać tam dłużej. Teraz jest tak niebezpiecznie wszędzie. Jesteśmy w lesie! Drzewo może się na nas przewrócić. Oszalał Pan?! Jesteśmy w ogromnym niebezpieczeństwie. Nie czuje pan jak wiatr porusza autem? - wybuchłam nie czując najmniejszego wstydu będąc niemiła dla tego pana.

piątek, 20 grudnia 2013

Część 15

Dosłownie mnie tym zamurowało. Nie umiałam wydusić z siebie żadnego słowa. Przemokłam do suchej nitki, ale nie potrafiłam się ruszyć z miejsca, więc Piotrek złapał mnie za rękę i pobiegliśmy pod drzewo unikając wielkich kałuż. Czułam w moich balerinach, że się rozklejają. W sumie czego miałam się spodziewać od tanich, papierowych butów.
Stojąc obok drogi pod drzewem zauważyłam, że podjechał do nas samochód należący do Pana Miłosza. Szybko do niego weszliśmy, zapięliśmy pasy i pojechaliśmy do domu gdzie mieliśmy przenocować.


- Tutaj będzie miała pokój ta młoda panna. - pokazała na lewe drzwi przy rogu stojąca w korytarzu gospodyni domu.

Weszłam do dużego pokoju, w którym znajdowało się wielkie łóżko, duży puszysty dywan i telewizor. Usiadłam na tym wygodnym łóżku i rozejrzałam się wokół siebie. Postanowiłam wyjść na balkon zaczerpnąć świeżego powietrza. W rynnach dudniła woda spadająca z nieba. Na tarasie stało małe krzesełko na którym usiadłam.
Po paru minutach przestało padać.
Do mojego pokoju ktoś zapukał. Wróciłam tam i odpowiedziałam.
- Proszę!
Był to Piotrek, który swobodnie wszedł do pomieszczenia i położył się na łóżku.
- To co robimy?
Zrobiłam zdziwioną minę. Nie spodziewałam się, że on chce jeszcze gdzieś wychodzić.
- To jak? - powtórzył się.
- Zdziwiłeś mnie tym pytaniem...
- No dobra, ubierz się ciepło jakoś i idziemy.
- Ale dokąd?
- Zobaczysz...
Wzięłam gruby, czerwony sweter. Założyłam jeansy, które udało mi się jakoś wcisnąć do torby i wyszłam z pokoju. Schodząc po schodach potknęłam się o dywan i mało brakowało abym się przewróciła (robiąc przy tym ogromnego hałasu). Założyłam buty i czekałam na Piotrka, który niedługo potem się zjawił.
- Gotowa? - spytał cicho, by nikt nie mógł nas słyszeć jak wychodzimy.
- No tak.
Wyszliśmy na dwór. Prowadził mnie wąską ścieżką w stronę drogi, za którą był ogromny las.
- Chyba tam nie idziemy? - spytałam z pewnymi obawami.
- Spokojnie, wziąłem latarkę. Znam ten las, nie powinniśmy się zgubić. Tylko po prostu trzymaj się mnie. Będziemy i tak szli główną dróżką.
Czułam jak trawa była jeszcze mokra, i było jeszcze pełno kałuż.
Prowadziła nas szeroka ścieżka wyraźnie wyjeżdżona przez samochody. Drzewa schylające się nad nami wydawały się tajemnicze, lecz przerażające. Niestety do mojej głowy zaczęły wchodzić wspomnienia z oglądającymi kiedyś horrorami, których akcja toczyła się nocą, w właśnie takim lesie. 
Nie chciałam poznać po sobie, że trochę się boję. Co chwilę spoglądałam nad siebie gdzie przelatywały przeróżne stworzenia. Jednak za wszelką cenę nie chciałam spojrzeć ZA siebie. Przerażały mnie najmniejsze ruchy wydawane przez liście, którymi poruszał wiatr. Próbowałam wyciągnąć z tego jakąś przyjemność. W końcu to był las, pełen świeżego powietrza, który dobrze na mnie wpłynie. W końcu mieszkam w mieście, gdzie jego jest bardzo mało. 
Próbowałam właśnie o tym myśleć. Zrozumieć, że nie istnieją żadne straszne potwory, stwory, ani nic. Po prostu najczystsza fikcja.
- Asiu, muszę... Się załatwić. - powiedział Piotrek. - poczekaj tu. Zaraz wrócę. Potrzymaj latarkę.
Jeszcze tego mi brakowało. Nie chciałam się zgodzić, żeby mnie zostawił, ale nie mogłam go też trzymać. Zgodziłam się niepewnie. Piotrek szedł wgłąb lasu, po chwili straciłam go z oczu. Serce zaczęło mi szybciej bić.
Wiatr poruszał gałęziami, co sprawiało, że czułam się coraz gorzej. Minuty się przedłużały, a Piotrek wciąż nie wracał. Chciałam siebie samą przekonać, że wszystko jest w porządku i że zaraz wróci i pójdą do domu. 
W głębi lasu zobaczyłam, że coś stoi. I to raczej nie był człowiek. Było to 1/3 wzrostu przeciętnej osoby. Usłyszałam ciche chrumknięcie. Przeraziłam się. To coś zaczęło się do mnie zbliżać. W sumie to biegnąć.
- Aaaaaaaaa! - zaczęłam się drzeć.
Chwyciłam za najbliższe drzewo i próbowałam się na niego wdrapać. Utrudniały mi to niewygodne buty. Weszłam na najniższą gałązkę, która ledwo co mnie utrzymywała. "Potwór" zbliżał się do mnie coraz bardziej, był dosłownie pode mną, gdy ja stałam na tej samej gałęzi próbując wejść na wyższą. "To coś" ledwo złapało mnie za nogę, udało jej się tylko ściągnąć z mojej stopy balerinę. Gdy byłam już dość wysoko zobaczyłam, że był to potężny dzik. W dali zobaczyłam Piotrka.
- Asia, co tam się dzieje? - spytał.
- Uciekaj!! - ostrzegłam go.
Zorientował się że obok drzewa na którym siedziałam stał dzik, który odwrócił się i zauważył Piotrka, i pobiegł za nim.
On jednak szybkim ruchem wspiął się na drzewo.
Dzik jednak stał bacznie i obserwował każdy nasz ruch.
- Chyba stąd szybko nie zejdziemy. - powiedziałam dosyć głośno.
Czas mijał... Pewnie było już dawno po 1 w nocy. Byłam bardzo zmęczona, chciałam położyć się do wygodnego łóżka, który na mnie czekał. Chyba jednak tam nie wrócę. Zasnęłam na drzewie.


_____________________________
Dzisiejsza część jest dłuższa. Mam nadzieję, że podobało wam się. ;D Czekam na wasze komentarze ;3


piątek, 13 grudnia 2013

Część 14

Musiałam czekać kilka godzin zanim wyjedziemy samochodem na wieś cioci Piotrka. Wstałam około 10. Zjadłam śniadanie, umyłam się i zaczęłam się szykować. Powoli mijały godziny, a ja z niecierpliwością czekałam.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je szeroko i zauważyłam Piotrka. Był ubrany w bordową koszulę w kratę i jeansy.
- Gotowa? - spytał z uśmiechem.
- No pewnie.
Weszliśmy do dużego czarnego samochodu i ruszyliśmy w drogę. Słońce schodziło ku horyzontowi, ale było dosyć ciepło. Wyjechaliśmy już z miasta i znajdowaliśmy się w lesie. Niektóre drzewa schylały się nad jezdnią dając lekki cień. Sąsiad Piotrka włączył radio gdzie leciała rytmiczna piosenka, której niestety nie miałam nigdy okazji słuchać. Przyglądałam się pięknym, kolorowym roślinom za oknem.
- Już za niedługo dojedziemy. - poinformował sąsiad.
Z początku ta miejscowość nie wydawała się znowu taka ładna. Dopiero gdy przejeżdżaliśmy obok miejsca gdzie wszystko się odbywało zauważyłam jej urok.
wokół placu znajdowało się wiele stoik z napojami, przekąskami. Na środku stała scena, gdzie występował pierwszy zespół.
Zaparkowaliśmy przed małym lasem i poszliśmy pod scenę.
- Spodziewałaś się że będzie gorzej? - spytał Piotrek.
- No w sumie tak. Ale zapowiada się na super zabawę.
Występowali różni wykonawcy, śpiewając różne covery. Zatańczyłam z różnymi chłopakami, młodszymi i starszymi ode mnie (tzn. tak mi się wydawało). Poznałam kilka miłych osób. No i oczywiście zatańczyłam z Piotrkiem.
- Ostrzegam, że nie umiem tańczyć. - zaśmiał się Piotrek.
- Ja też... Ale damy radę.
Tańczyliśmy tak kilkanaście minut. Było już totalnie ciemno, ale oświetlało plac kilka lamp.
Poczułam na ramieniu zimną kroplę wody. Z chwili na chwilę, było tego coraz więcej. Zaczął padać rzęsisty deszcz. Odsunęłam się od Piotrka i przyglądałam się wszystkim uciekającym ludziom. Chowali się pod namiotami, do samochodów, pod drzewa.
Byłam już cała mokra, więc chciałam sama się ewakuować. Odwracając się od Piotrka i próbując odejść złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i pocałował...


______________________________
Jeżeli w tym tygodniu znajdę czas, napiszę kolejną część. Zapraszam wszystkie nowe osoby na tym blogu, do przeczytania wcześniejszych części. :)

czwartek, 28 listopada 2013

Część 13

Przyglądałam się każdej sukience, powieszonych na wieszakach w sklepie. Nic nie przypadło mi do gustu. Niektóre miały za duże dekolty, za krótkie spódniczki. W sumie to i tak nie znalazłabym nic wprost idealnego. Nie chcę również, żeby ta sukienka była zbyt elegancka.
- Spokojnie... To nie jedyny sklep w tym centrum handlowym. Dopiero weszłyśmy, a ty jesteś już zrezygnowana. - odezwała się Weronika.
- Zaraz dojdziemy do mojego ulubionego sklepu... Mają tam fantastyczne rzeczy. Powinnaś tam coś kupić. - powiedziała Emilia.
Nic jeszcze nie kupiłam, ani butów, ani sukienki ani torebki. A chciałabym żeby ten dzień był dla nas bardzo wyjątkowy.
Dochodziłyśmy już do sklepu, tuż przed wejściem Emilia zadała mi pytanie.
- Asia... Tobie ten Piotrek się podoba? Że chcesz się tak ładnie ubrać.
- Co? Nie... On jest dla mnie ważny, ale to jest mój przyjaciel, na którym mi zależy. Nie wyobrażam sobie z nim związku. To byłoby... Dziwne.
- Czy ja wiem. - uśmiechnęła się Weronika.
Już przy samym wejściu Emilia pobiegła pod jakiś regał i szukała rozmiaru jakiejś bluzki. Najwyraźniej jej się bardzo spodobała. Ja jednak dalej mam problem, a przy mnie została tylko Weronika.
- A może to? - pokazała ręką na lekką, szmaragdową sukienkę z czarnymi ramionami ze skóry przyozdobionymi ćwiekami.
- Nie ten kolor.
Przeszukiwałam wieszaki, tuż obok stała Weronika, która również szukała.
- O mój Boże... - zesztywniała.
- Co się stało? - odwróciłam się do niej.
Weronika trzymała w rękach prześliczną błękitną sukienkę.
W tym momencie przybiegła Emilia trzymająca w ręku torbę z zakupem. Zrobiła wielkie oczy i spytała:
- Skąd ty to wzięłaś?
- No znalazłam tutaj - pokazała - ale tylko jedna jest.
- No raczej. To jest unikat. W nielicznych sklepach tej marki jest ta sukienka i jest tylko jeden rozmiar L. Wszystkie dziewczyny jej szukały. I co Asia bierzesz ją?
- No podoba mi się... Tylko, że jest trochę droga i nie starczy mi na buty.
Kupiłam ją. Byłam bardzo zadowolona z zakupu. Nie przejmowałam się tym, że nie starczyło mi na inne zakupy, ale warto było.
Gdy wróciłam do domu byłam bardzo szczęśliwa. Przeszukałam szafkę na buty i zauważyłam moje czarne, całkiem nieużywane baleriny. Strój już mam, teraz tylko czekać. 
Piątek minął bardzo szybko... Rozpoczęła się upragniona sobota.


___________________
Przepraszam, że długo nie pisałam. Nadmiar nauki, sprawdzianów i kartkówek. Spróbuję to jakoś nadrobić w ten weekend. Nowicjuszy zapraszam do przeczytania wcześniejszych części :D

piątek, 1 listopada 2013

Część 12

Pobiegłam w jego stronę. Przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. Brakowało mi go przez te parę miesięcy.
- Tęskniłam. - powiedziałam łkając.
- Ja też...
Niestety nie mogłam z nim stać dużo czasu. Autobus przyjechał i musiałam się z nim żegnać. Mimo, że miałam wiele planów wobec szkoły nie chciałam dzisiaj nigdzie się wybierać. Chciałam z nim tu zostać.
- Idź już... - powiedział.
- No dobrze. Zobaczymy się później. Pa. - uśmiechnęłam się.

Nie mogłam się skupić na lekcjach. Pomijając, że parę razy dostałam piłką na wf. Uśmiechałam się sama do siebie, co dla niektórych w klasie było podejrzane. Ale jakoś się tym nie przejmowałam. Dzień mijał bardzo wolno. W dodatku musiałam zostać po lekcjach na chemii.
Bardzo chciałam się już spotkać z Piotrkiem, ale nic nie mogłam poradzić.
- Do odpowiedzi przyjdzie... - powiedziała nauczycielka od biologii. - Numer 13.
Niestety to był mój numer. Na szczęście dzień wcześniej poświęciłam na naukę do tego przedmiotu godzinę. Dostałam 4. Cieszę się z tej oceny. 
Muszę rozdzielić swój czas na naukę i spotkania ze znajomymi (w tym jakieś przyjemności np. wypad do kina itp.). Zacznę prowadzić grafik z godzinami. Na pewno mi to ułatwi życie.

***

- Hej mamo! Dostałam dzisiaj 4 z biologii! - pochwaliłam się, gdy weszłam do domu.
- To super... Mam dla ciebie niespodziankę, zajrzyj do pokoju. - powiedziała.
Ściągnęłam plecak i położyłam go obok drzwi do mojego pokoju. Otworzyłam je, a przy biurku siedział Piotrek. Czekał na mnie.
- Co ty tu robisz? - spytałam ucieszona.
- Czekałem na ciebie tutaj około pół godziny... Chciałem po prostu się z tobą zobaczyć.
- Bo w sumie ja też chciałam do ciebie teraz iść. - poinformowałam.
- Może wybierzemy się na basen? - spytał spontanicznie.
- Na basen?
W mojej głowie odegrały się wszystkie wspomnienia związane z moją próbą samobójczą. Boję się nawet zbliżyć do wody.
- Coś nie tak? - spytał. - może gdzie indziej chciałabyś...
- Gdzie indziej. Najdalej od wody. - powiedziałam przerażona.
Najwyraźniej on nic nie wiedział o tym, że przez niego chciałam popełnić samobójstwo. Nie będę mu nawet próbowała tłumaczyć, czemu nagle zaczęłam bać się wody.
Zrobił zdziwioną minę, ale nie pogłębiał tematu.
- Właśnie... - przypomniał sobie coś - w tą sobotę na wsi, gdzie mieszka moja ciotka jest jakaś impreza. Będzie kilka zespołów...  Na pewno ich znasz. - zaśmiał się.
- No dobrze. A jak daleko jest ta wieś?
- 50 kilometrów stąd. Mój sąsiad jedzie na nią, moglibyśmy się z nim zabrać. Moi rodzice się z nim przyjaźnią, więc na pewno się zgodzi.
- Spytam później mamy, powinna się zgodzić.
Zgodziła się. Gdy tylko usłyszała nazwisko sąsiada Piotrka powiedziała, że chodziła z nim kiedyś razem do podstawówki. Wspominała te wspaniałe czasy, gdy nie było komputerów i siedziało się tylko na dworze. 

Dzisiaj był czwartek, więc mało czasu zostało. Oglądając prognozę pogody w telewizji dowiedziałam się, że ma być ładna pogoda, a w nocy tylko lekki deszczyk. Nie powinno nam to przeszkodzić. Bez przesady, że będziemy tam tak długo siedzieć. Parę godzin i wracamy do domu cioci Piotrka, a z rana wracamy z jego sąsiadem. Nie mogę się już doczekać.
Jutro idę z Weroniką na zakupy, muszę kupić sobie sukienkę i jakieś baleriny, bo mam pustkę w szafie. 

__________________________
Podoba się? :) Kolejna część już za tydzień. Nowicjuszy na tym blogu zapraszam do przeczytania wcześniejszych części ;)