Co chwilę spoglądała to na mnie to na zeszyt zapisując co mówię.
- Spędziłam z nim dużo czasu... - kontynuowałam.
- Co to był za wypadek? Wiesz coś na ten temat? Od kogo się o tym dowiedziałaś? Byłaś tego świadkiem? - zadawała mi tysiące pytań.
Miałam mętlik w głowie. W sumie, po co miałabym dzielić się z nią moimi problemami jeszcze do izolatki mnie wyślą. Więc postanowiłam nie odpowiadać już na żadne pytanie. Za dużo wie.
- Joasiu, słyszysz mnie? Proszę cię żebyś odpowiedziała mi na te pytania. Są bardzo ważne, aby przeprowadzić dalszą część terapii.
- Terapii?! Za kogo wy mnie uważacie? Nie mam żadnego problemu, po prostu mi go brakuje. Niech pani wyjdzie stąd. Nie chcę z nikim rozmawiać. - wybuchłam.
Pokazałam jej palcem drzwi. Widziałam na jej twarzy zrozumienie. Wyszła. Ale nie z domu. Rozmawiała z mamą. Nie miałam najmniejszej chęci słuchać co o mnie mówią.
- Ona nie ma ochoty na żadne towarzystwo. - mówiła moja mama do kogoś, ale nie do tej kobiety.
Postanowiłam wyjść z pokoju i zobaczyć kto przyszedł. To był Krzysiek. Na jego twarzy widniało zdziwienie.
- Asia... Co się stało? - spytał.
Stałam w salonie bez żadnych emocji. Patrzyłam z powagą na wszystkich. Po chwili po prostu ich zignorowałam i poszłam na balkon zaczerpnąć świeżego powietrza. Chciałam się wewnętrznie uspokoić.
Oparłam głowę o fotel i patrzyłam jak wiatr porusza liśćmi wysokiego drzewa w parku naprzeciwko mojego bloku. Pogoda nie była najlepsza, zachmurzone niebo, mocny wiatr. Tak zapowiadał się początek jesieni.
- Wszystko w porządku, Asiu? - spytał Krzysiek.
Wolno wszedł na balkon nie robiąc hałasu i usiadł naprzeciwko mnie.
Pokiwałam lekko głową.
- Dopiero się teraz dowiedziałem, co się stało. Mogłaś mi powiedzieć... Pomógłbym ci. - powiedział.
- Ta... - mruknęłam.
- Hm... I jak tam szkoła? - spytał uśmiechając się lekko.
- Serio, teraz będziesz mnie pytał co w szkole? - roześmiałam się.
Tego właśnie potrzebowałam, żeby ktoś mnie rozśmieszył, pocieszył. Krzysiek jest po prostu super. Potrafi podtrzymać kogoś na duchu.
Dopiero teraz zrozumiałam, że ta próba samobójcza była totalnie bez sensu. Wcale nie chciałam odebrać sobie życia, po prostu to była głęboka depresja, z której już się wyleczyłam dzięki Krzyśkowi. Nigdy na serio nie myślałam, żeby to zrobić. Skąd się wzięła ta nagła odwaga, żeby spróbować? Dzięki temu przypadkowemu mężczyźnie przeżyłam i czuję się już dosyć dobrze. A może Piotrek wydobrzeje? Będzie żył szczęśliwy... Powinni mu dać szansę, żeby przeżył. Muszę stać się optymistą, żeby nie żyć ciągle w depresji, strachu i bólu. To jest normalne u każdej nastolatki, że traci kogoś na kim jej zależy... Znaczy nie do takiego stopnia jak ja. Muszę przestać o tym myśleć. Zacząć życie od nowa. Muszę nadrobić zaległości w szkole, chodzić do niej regularnie. Trzeba poprawić swoje beznadziejne oceny. Najgorzej mi idzie niestety z matematyki, niemieckiego i fizyki. Może namówię mamę na korki u jakiegoś porządnego nauczyciela.
- Znasz może jakiegoś dobrego korepetytora od fizyki, albo matematyki czy niemieckiego? - spytałam go, przyglądając mu się.
- W sumie znam. Mój kuzyn pomagał mi z fizyką gdy miałem problemy w gimnazjum. Zadzwonię do niego, powinien znaleźć czas dla ciebie.
- To super! Muszę dogonić materiał. Sporo czasu mnie nie było w szkole. - uśmiechnęłam się. - Dziękuję...
Przytuliłam go, najwyraźniej się nie przeciwstawiał. To się nazywa prawdziwy przyjaciel.
Mama w końcu pozwoliła mi pójść do szkoły, gdy zauważyła moją poprawę humoru. Postarałam się ubrać tego dnia ładnie i elegancko. Czarna marynarka, czarne spodnie, kolorowy t-shirt z jakimś napisem oraz ciemnoniebieskie botki.
- Nie zapomnij śniadania - powtórzyła mama pokazując na ofoliowane bułki.
- No dobrze... Idź już, bo spóźnisz się na autobus. - pośpieszała mnie.
Doszłam na przystanek, autobusu jeszcze nie było. Usłyszałam melodyjkę w telefonie. Ktoś do mnie dzwoni. Numer "zastrzeżony". Odebrałam.
- Halo? Kto mówi? - spytałam.
- Obejrzyj się za siebie. - powiedział jakiś głos.
Zrobiłam jak ta osoba kazała. Parę metrów za mną stał Piotrek. Moje serce zamarło. Z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Łzy szczęścia.
- Piotrek... - powiedziałam cicho płacząc.
_______________________________
Jak wam podoba się ta część? Osoby, które nie wiedzą o co chodzi, niech przeczytają wcześniejsze części ;). Komentujcie ten post. Komentarze są dla mnie bardzo ważne, i dają mi dużo weny do napisania kolejnych części. Pozdrawiam wszystkich czytelników tego bloga :D